W naukach społecznych nastąpiła pewnego rodzaju ewolucja w ich postrzeganiu. Kiedyś określaliśmy je jako zorganizowane podmioty, skupione wokół konkretnej sprawy albo tożsamości, z pewną strukturą, kierownictwem, sformalizowanym mniej lub bardziej procesem decyzyjnym. W latach dziewięćdziesiątych, czy w pierwszych latach XXI wieku, zaczęto używać metafory sieci, dostrzegając, że wokół ruchów społecznych zbierały się różne inicjatywy o charakterze zdecentralizowanym. Teraz mówimy o metaforze kłącza. Ruchy społeczne rozwijają się obecnie dość spontanicznie, później „kiełkują” w wielu miejscach jednocześnie w sposób niespodziewany, rozwijają się w różnych kierunkach i nie mają rdzenia – struktury decyzyjnej. Są o wiele bardziej spontaniczne. Tak funkcjonują te najgłośniejsze w ostatnich latach ruchy. To, co się dzieje na Białorusi może mieć podobny charakter.
Czy ruchy oporu mają jakieś cechy wspólne?
Wydaje mi się, że jednak każdy z nich jest inny. Ale tym, na co można wskazać, jako cechy, które odróżniają ruch od organizacji, czy partii, jest właśnie spontaniczność i oddolność. Jak samo słowo wskazuje, „ruch” jest czymś dynamicznym, jest bardziej „dzianiem się” niż ustaloną strukturą. W tym sensie „ruch” nie musi nawet mieć wyraźnie sprecyzowanego programu. Z natury jest czymś przejściowym, choć może mieć trwałe efekty i z reguły do nich dąży.
Co decyduje o jego skuteczności, powodzeniu?
Warto się zastanowić, co można uznać za sukces ruchu społecznego, czy ruchu oporu. Weźmy pod lupę ruch "Occupy Wall Street". Z jednej strony można powiedzieć, że nie osiągnął swoich celów – nie obalił kapitalizmu, rozpadł się. Ale sukcesem ruchu społecznego jest przede wszystkim to, w jaki sposób zmienia on świadomość, czy umożliwia powstanie kolejnych, podobnych inicjatyw, czy jest o nim głośno. I pod tym względem ruch "Occupy Wall Street" osiągnął sukces, ponieważ odbił się na świadomości i jest pewnym punktem odniesienia. Tak więc o sukcesie ruchów oporu świadczy to, czy tworzą ferment, z którego może powstać coś nowego. W kontekście Białorusi wiele osób myśli dosyć zero-jedynkowo – jeśli Białorusini obalą reżim, to odniosą sukces, a jeśli nie – przegrają. Ale to nie jest do końca słuszne. Reżim może przetrwać, ale Białorusini się zmienią, zaczną się inaczej organizować, uwierzą, że możliwe są rzeczy, które kiedyś takie nie były. Z drugiej strony można obalić reżim i stworzyć kolejny – to by była klęska.
W ostatnim wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Paweł Kowal mówił, że Białorusini nie zmienią kraju bez pomocy z zewnątrz.