Siarhiej Dyleuski, lider Białoruskiego Zrzeszenia Pracowników: Uczymy się od Solidarności

Dzień wielkiego strajku już znamy. Zaopatrujemy się w żywność i tworzymy kasy wsparcia robotników – mówi Siarhiej Dyleuski, lider Białoruskiego Zrzeszenia Pracowników, były przywódca strajku w fabryce traktorów w Mińsku.

Publikacja: 04.10.2021 21:00

Siarhiej Dyleuski: Polakom się udało, my też chcemy przemian pokojowych

Siarhiej Dyleuski: Polakom się udało, my też chcemy przemian pokojowych

Foto: YURA DRUG

W sierpniu ubiegłego roku po raz pierwszy za rządów Aleksandra Łukaszenki na Białorusi rozpoczęły się masowe strajki. Nie trwały jednak długo, robotnicy szybko wrócili do pracy. Dlaczego się nie udało?

Nie mieliśmy żadnej organizacji. Coś podobnego było niegdyś na początku strajków w Polsce. Władze miały wystarczająco sił i środków, by to wszystko stłamsić. Nikt nie przygotowywał się do strajków. Robotnicy nie wiedzieli, co robić i jak się zachowywać. Trwały protesty powyborcze, ale panowała dezorientacja, nikt nie wiedział, którędy iść.

Liderów opozycji demokratycznej wsadzono za kraty albo wyrzucono z kraju. To miało znaczenie dla strajkujących?

Do strajków dojdzie jeszcze jesienią. Białorusini pozostaną w domach

Siarhiej Dyleuski

W tamtych dniach nie byłem opozycjonistą i nie interesowałem się polityką. Po fali przemocy, która rozlała się w kraju po wyborach, porozmawialiśmy z kolegami w pracy (Mińska Fabryka Traktorów – red.), zjednoczyłem robotników i postanowiliśmy strajkować. Nie wiedziałem jednak, co mam robić, bo nie miałem nigdy takiego doświadczenia. Bardzo szybko wylądowałem w areszcie, podobnie jak liderzy strajków z innych zakładów. Zaczęła się przemoc, groźby i zwolnienia. Władze robiły wszystko, by decentralizować strajki, uniemożliwić zjednoczenie.

Podobno pracownicy najpotężniejszego w kraju zakładu Biełaruśkalij zaczynali strajkować, ale wrócili do pracy, bo nie chcieli stracić płac, znacznie większych niż w pozostałych przedsiębiorstwach na Białorusi.

Dopiero teraz dowiadujemy się o tym, jak to wyglądało naprawdę. W rzeczywistości w tamtych dniach Biełaruśkalij prawie całkiem zatrzymał produkcję. Propaganda i KGB zrobili swoje i warto przyznać, że zrobili to najlepiej, jak potrafią. Pracowników jednej kopalni soli odizolowywano od reszty świata i wmawiano, że strajkują tylko oni, a wszyscy pozostali pracują. Straszono, że zostaną kozłami ofiarnymi.

Czytaj więcej

Białoruś: Fałszywe alarmy bombowe i masowe aresztowania

Dlaczego w sierpniu 2020 roku nie zdecydowaliście się na strajki okupacyjne jak w czasach polskiej Solidarności?

Zastanawialiśmy się nad tym, ale większość białoruskich przedsiębiorstw jest objęta tak zwanym specjalnym reżimem, bo są powiązane z przemysłem zbrojeniowym kraju. W przypadku strajku okupacyjnego władze mogliby uznać to za dywersję i będzie bardzo dużo ofiar. Wiedzieliśmy, że Łukaszenko jest gotów do wszystkiego.

Spotykał się pan z Lechem Wałęsą. Jednak przywódca Solidarności nie wyjechał z kraju w latach 80., pozostał ze strajkującymi robotnikami. Pan jest jednak w Polsce. Nie było innego wyjścia?

Nie miałem wyjścia, ponieważ zostałem uznany za ekstremistę i wszczęto wobec mnie sprawę karną. Powiem szczerze, nie chciałem wyjeżdżać z Białorusi. Rozmawiałem na ten temat ze strajkującymi kolegami, to oni uznali, że muszę wyjechać, by kontynuować działanie. Alternatywą było więzienie.

Czytaj więcej

Swiatłana Cichanouska: Chcemy okrągłego stołu, nie wojny

Zagroziliście ostatnio władzom w Mińsku wielkim strajkiem, wystosowaliście nawet swoje postulaty do spełnienia. Myśli pan, że po tej fali represji, która przeszła przez Białoruś, ktoś odważy się strajkować?

Utrzymuję kontakt z pracownikami ponad 20 przedsiębiorstw państwowych, mamy swoich ludzi w najważniejszych zakładach we wszystkich miastach obwodowych kraju. Dzisiaj już wiemy, że pracownicy wielu białoruskich zakładów są gotowi do całkowitego wstrzymania pracy. Domagamy się spełnienia dziesięciu postulatów. Jeden z najważniejszych – rozpoczęcie rozmów pomiędzy władzami a siłami demokratycznymi. Lech Wałęsa powiedział mi bardzo ważną rzecz, że siłą nic nie osiągniemy, nie rozwiążemy problemów. Wyjść z kryzysu możemy tylko poprzez okrągły stół, wyłącznie drogą rozmów i negocjacji. Polakom się to udało, my też chcemy przemian pokojowych.

Na taki scenariusz na Białorusi na razie się nie zanosi. Tym razem już wiecie, co robić? Macie plan?

Nie będą to ani strajki okupacyjne, ani protesty uliczne. Pracownicy białoruskich fabryk i przedsiębiorstw pewnego dnia pozostaną w swoich domach. Wezmą zwolnienia lekarskie i urlopy, wyjadą na działki. To będzie najbezpieczniejszy ze wszystkich możliwych scenariuszy. Wiele czerpiemy też z polskiego doświadczenia. W czasach Solidarności były Kasy Wzajemnej Pomocy, mieściły się np. w kościołach. Białoruscy robotnicy również tworzą już takie kasy, zajmują się tym najbardziej sprawdzeni i zaufani ludzie. Skąd pieniądze? Pomagają diaspory białoruskie na całym świecie, m.in. w Polsce. Będziemy też zwracać się o pomóc do różnych fundacji i do Unii Europejskiej. Robotnicy przygotowują się do wielkiego strajku, zaopatrują już swoje mieszkania i domy w żywność.

Wyznaczyliście już dzień?

Mniej więcej dzień już znamy, nie zdradzamy wcześniej szczegółów. Do strajków dojdzie jeszcze jesienią.

Ostatnio zatrzymano kilkunastu pracowników kilku białoruskich przedsiębiorstw. Planowali strajki. Są w areszcie KGB. Grozi im nawet 15 lat więzienia, są oskarżani o dywersje i zdradę państwa. Poczuwa się pan do odpowiedzialności za ludzi, którzy są tam, na Białorusi?

Są aktywistami Ruchu Robotniczego, którzy zrzesza pracowników innych przedsiębiorstw niż my. Bezpieczeństwo ludzi dla nas jest najważniejsze, dlatego nie działamy jawnie.

Z czego pan się utrzymuje w Warszawie?

Jestem spawaczem, robimy konstrukcje metalowe. W zasadzie pozostałem w swoim zawodzie. Pracuję w firmie, założonej przez Białorusinów, którzy niegdyś wyjechali z kraju. Różnią się jednak zarobki. Tu, mając niepełny etat, zarabiam ponad dwa razy więcej, niż pracując na dwa etaty na Białorusi. I mam jeszcze czas na swoją działalność na rzecz ojczyzny.

A czy to nie demotywuje Białorusinów, że część opozycjonistów siedzi za kratami, a część wyjechała za granicę?

Minął ponad rok i doszliśmy do jednego najważniejszego wniosku – nikt nie rozwiąże problemów Białorusinów, jeżeli sami tego nie zrobią. Żadne siły demokratyczne, żadni opozycjoniści. Wszystko zależy od ludzi, którzy pozostali w kraju: robotnicy fabryk, lekarze, medycy, strażacy, górnicy, nauczyciele. Wszystko jest w naszych rękach.

W sierpniu ubiegłego roku po raz pierwszy za rządów Aleksandra Łukaszenki na Białorusi rozpoczęły się masowe strajki. Nie trwały jednak długo, robotnicy szybko wrócili do pracy. Dlaczego się nie udało?

Nie mieliśmy żadnej organizacji. Coś podobnego było niegdyś na początku strajków w Polsce. Władze miały wystarczająco sił i środków, by to wszystko stłamsić. Nikt nie przygotowywał się do strajków. Robotnicy nie wiedzieli, co robić i jak się zachowywać. Trwały protesty powyborcze, ale panowała dezorientacja, nikt nie wiedział, którędy iść.

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 997