Charles Michel o afroncie w Turcji, Sputniku i funduszu odbudowy

O afroncie w Turcji, Sputniku i funduszu odbudowy mówi Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej.

Aktualizacja: 12.04.2021 07:55 Publikacja: 11.04.2021 18:40

Charles Michel, były premier Belgii, od grudnia 2019 roku stoi na czele Rady Europejskiej, jest nast

Charles Michel, były premier Belgii, od grudnia 2019 roku stoi na czele Rady Europejskiej, jest następcą Donalda Tuska Francisco

Foto: Seco/POOL/AFP

W ubiegłym tygodniu media obiegł film ze spotkania z prezydentem Erdoganem w Ankarze. Widać na nim, jak pan siada z przywódcą tureckim na specjalnych krzesłach, a przewodnicząca Komisji Europejskiej zdziwiona stoi i potem wyznacza się jej podrzędne protokolarnie miejsce na sofie, naprzeciw szefa tureckiej dyplomacji. Wylała się na pana fala krytyki za brak reakcji na taki afront ze strony tureckiej. Jak pan na nią odpowie?

Przede wszystkim głęboko żałuję tego, co się stało. Gdyby tylko się dało, chciałbym to odwrócić. Nie spałem w nocy, ten film przewijał się w mojej głowie 150 razy. Post factum wielu może powiedzieć, że mogłem zrobić to czy tamto. Moje wrażenie w tamtym momencie było takie, że gdybym jakoś zareagował, to sytuacja byłaby jeszcze gorsza, bo zniszczyłbym miesiące przygotowań do tej wizyty. Poza tym Ursula (von der Leyen – red.) pokazała swoją reakcję i pomyślałem, że to może byłoby widziane jako zachowanie paternalistyczne, gdybym dokonywał jakichś dodatkowych aktów. Na pewno trzeba z tego wyciągnąć lekcję dotyczącą przygotowania spotkań.

Nikt za to nie przeprosił. Ankara twierdzi, że to było na życzenie na stronie unijnej.

Wygląda na to, że protokół unijny nie miał dostępu wcześniej do tej sali i nie miał informacji o tym, jak będą usadzone osoby. Powtarzam z całą siłą mój żal wobec KE, ale też wobec kobiet w ogóle, które mogły poczuć się obrażone tymi obrazkami. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski dla służb protokolarnych. Biorę na siebie część odpowiedzialności, bo jestem przewodniczącym Rady Europejskiej. Jestem wyjątkowy smutny, bo to przykryło przesłanie tego spotkanie, którym była jedność Unii w ważnej sprawie geopolitycznej. Pracowaliśmy ze wszystkimi państwami członkowskimi w ostatnich miesiącach, żeby przygotować jasne i silne europejskie stanowisko na wizytę w Ankarze. Niestety, z powodu tej szokującej sytuacji nie doceniamy, jak ważna ona była. Praworządność, wolność słowa, wartości europejskie, współpraca gospodarcza, wielki pakiet finansowy, poprawa działania unii celnej – o tym wszystkim rozmawialiśmy. Wreszcie imigracja. W ciągu ostatnich pięciu lat współpracowaliśmy w sprawie uchodźców. Czasem było to trudne, czasem byliśmy ofiarą presji. W Turcji są 4 miliony syryjskich uchodźców, UE finansuje ich utrzymanie dzięki programowi zatwierdzonemu pięć lat temu. Potrzebujemy zmiany atmosfery w napiętych relacjach z Turcją. UE potrzebuje środowiska stabilnego, zamożnego, bezpiecznego. Za każdym razem, gdy w naszym otoczeniu są napięcia, my jesteśmy pod presją: polityczną, gospodarczą, migracyjną. A Turcja odgrywa ważna rolę w Syrii, Libii, czy na Kaukazie. I chciałem jasno przekazać nasze europejskie stanowisko.

A czy planuje pan bezpośrednio postawić temat praworządności na stole obrad przywódców UE? Widać przecież narastający od lat kryzys praworządności. I jedyna instytucja, która o tym nie dyskutowała, to Rada Europejska. Czego się pan obawia? Utraty jedności? Skoro ma pan śmiałość rozmawiać o tym z Erdoganem czy z Putinem, to dlaczego nie podnosi pan tego tematu w rozmowach z Orbánem, Morawieckim czy Janšą?

Zdecydowaliśmy jako Rada Europejska o stworzeniu związku między unijnymi funduszami a praworządnością. I mieliśmy dyskusję na ten temat i w czerwcu, i potem w grudniu. Naszym celem jest wzmocnienie ram prawnych UE tak, aby mieć silniejsze narzędzia do radzenia sobie z nieprawidłowościami we wszystkich państwach członkowskich. Jest też nowy system Komisji Europejskiej dorocznego przeglądu stanu praworządności w państwach członkowskich. Więc to będzie stały temat naszych dyskusji w przyszłości. Może jest takie wrażenie, że Rada Europejska się tym nie zajmuje. Ale zapewniam, że na każdym spotkaniu liderzy wypowiadają swoje opinie na temat praworządności, demokracji, europejskich wartości. I powtórzę to, co zdecydowaliśmy w ubiegłym roku. To jest wielki krok. Ale jednocześnie ostatnie miesiące to pandemia z jej logistycznymi problemami. Liczne szczyty odbywają się w formie wideokonferencji, a ona uniemożliwia wiele dyskusji.

Nie sądzi pan, że incydent w Ankarze podaje w wątpliwość obecny porządek instytucjonalny w Unii? Czy on nie uniemożliwia osiągnięcie ambitnego celu autonomii strategicznej UE? Teraz rozpoczyna prace konferencja nt. przyszłości Europy. Czy nie powinno się poważnie rozważyć zmiany traktatów?

Oczywiście należy wyciągnąć wnioski, można dyskutować w ramach Konferencji o Przyszłości Europy. Zwracam jednak uwagę, ile ważnych decyzji podjęliśmy w ostatnim roku. Musieliśmy pokazać, że jesteśmy zjednoczeni przeciw Covid-19, ale też decyzje dotyczące klimatu czy agendy cyfrowej. Kolejna sprawa to sprawiedliwe opodatkowanie. Ogłoszenie przez Joe Bidena inicjatywy amerykańskiej opodatkowania koncernów międzynarodowych to też nasz sukces. O UE często mówi się jako o potędze regulacyjnej. Decydujemy o standardach, które potem często są powielane przez resztę świata. To też jest nasza siła. Wspomniane decyzje pokazują, że system instytucjonalny odgrywa rolę pozytywną. Dodałbym jeszcze, że projekt europejski jest wyjątkowy, nie można go porównać z czym innym na świecie. I podlega stałej ewolucji, odwołując się do dwóch legitymizacji. Pierwsza to europejska – wybory europejskie, Parlament, metoda wspólnotowa. I druga – państwa członkowskie i Rada. Jest napięcie między tymi partnerami, bo członkowie Rady odpowiadają przed parlamentami narodowymi, przed swoimi wyborcami. Ale UE musi maszerować na tych dwóch nogach.

Mówi pan o sukcesie, jakim było uzgodnienie funduszu odbudowy. Ta decyzja ciągle jeszcze nie została ratyfikowana przez wszystkie państwa członkowskie. Kiedy te pieniądze będą wypłacane? I czy biorąc pod uwagę przedłużającą się pandemię, UE nie powinna zastanowić się nad dodatkowymi pieniędzmi?

Decyzja o uruchomieniu w sumie 1,8 biliona euro była momentem historycznym. Teraz trzeba ją wdrożyć. Wiele się w tej sprawie dzieje, rządy są w stałym kontakcie z Komisją Europejską, dyskutując nad swoimi planami odbudowy. Do tej pory 16 państw ratyfikowało decyzję umożliwiającą uruchomienie funduszu odbudowy. Kluczowe będzie zakończenie tego procesu do czerwca–lipca. Celem jest dokonanie inwestycji szybko i dobrze, koncentrując się na unijnych priorytetach: klimacie i agendzie cyfrowej. To są dwie podstawowe dźwignie dla zmiany paradygmatu gospodarczego i społecznego w Europie na najbliższe 15–20 lat. Niektórzy porównują sumy z planu amerykańskiego i unijnego i mówią, że amerykański jest dużo większy. Nie zgadzam się z tym. Trzeba spojrzeć na całość, żeby dokonać właściwego porównania. Po pierwsze, te 1,8 biliona euro nie obejmuje środków narodowych. Po drugie, trzeba patrzeć na punkt wyjścia. W UE tradycyjnie mamy tzw. stabilizatory socjalne, dużo mocniejsze niż w USA. One częściowo absorbują szoki wywołane tym kryzysem i odegrają rolę w ożywieniu gospodarczym. Jak to wszystko podsumujemy, to uważam, że nasz plan jest solidny.

Nie obawia się pan decyzji niektórych państw członkowskich w sprawie zakupu szczepionek z Rosji? Najpierw Węgry, Słowacja, Czechy, ale teraz może nawet bardziej niepokojące są plany Niemiec. Bo nie chodzi już tylko o jednorazowy zakup kilkuset tysięcy dawek, w momencie, kiedy każda szczepionka się liczy, ale o zbudowanie fabryk dla Sputnika V w Niemczech. Czyli długoterminowe uzależnienie się od rosyjskiej szczepionki. Czy nie sądzi pan, że w takiej sprawie powinniśmy dążyć do jedności na poziomie UE?

To prawda, że presja na szybkie zaszczepienie jest ogromna. Rozumiem więc determinację niektórych rządów. No i w sprawie Rosji są różne wrażliwości w UE. W sprawie Sputnika trwa dialog z Europejską Agencją Leków (EMA), powinniśmy stosować się do jej rekomendacji. Rosjanie mają problem z mocami produkcyjnymi, dlatego szukają zakładów w Europie. Na pewno to będzie temat dyskusji na najbliższej Radzie Europejskiej. Niektóre państwa chcą zamówić, ale dopiero po autoryzacji EMA. No ale wtedy pozostaje kwestia produkcji Sputnika, która jest niewystarczająca. Myślę że kluczowe jest zwiększenie produkcji europejskich szczepionek. To postępuje bardzo szybko.

Pandemia wiąże się z zamykaniem granic. Jaki ma pan przekaz dla krajów takich jak Belgia, które zamykają granice wbrew kodeksowi Schengen i wbrew zaleceniom Komisji Europejskiej? I czy biorąc pod uwagę fakt, że pandemia nie skończy się w ciągu kilku miesięcy, powinniśmy przyzwyczaić się do myśli, że planowany certyfikat szczepionkowy stanie się normą w podróżowaniu?

KE kontaktuje się z rządem w Belgii, to nie jest moja rola. Notuję zapowiedź rządu Belgii, że wkrótce zniesie restrykcje. Jeśli chodzi o certyfikat, to nie mam ostatecznej odpowiedzi. Celem jest wypracowanie wspólnego certyfikatu, żeby w momencie, gdy sytuacje stanie się w miarę normalna, można było wrócić do swobód fundamentalnych, w tym przemieszczania się. Teraz pracujemy nad tym, jakie w tym dokumencie powinny być informacje. Ale nie da się z pewnością stwierdzić, jak będzie wyglądało podróżowanie w przyszłości. Na pewno po takim szoku jak ta pandemia świat nie będzie taki sam. Jak była fala ataków terrorystycznych, to wywołała długoterminowe konsekwencje dla podróżowania, dla utrzymania bezpieczeństwa np. na lotniskach. Teraz też pewnie będą długoterminowe konsekwencje sanitarne.

Wywiad udzielony grupie korespondentów europejskich dzienników: „Rzeczpospolitej", „Handelsblatt", „Il Sole 24 Ore", „Les Echo", „L'Echo", „De Tijd" i „Financieele Dagblad"

W ubiegłym tygodniu media obiegł film ze spotkania z prezydentem Erdoganem w Ankarze. Widać na nim, jak pan siada z przywódcą tureckim na specjalnych krzesłach, a przewodnicząca Komisji Europejskiej zdziwiona stoi i potem wyznacza się jej podrzędne protokolarnie miejsce na sofie, naprzeciw szefa tureckiej dyplomacji. Wylała się na pana fala krytyki za brak reakcji na taki afront ze strony tureckiej. Jak pan na nią odpowie?

Przede wszystkim głęboko żałuję tego, co się stało. Gdyby tylko się dało, chciałbym to odwrócić. Nie spałem w nocy, ten film przewijał się w mojej głowie 150 razy. Post factum wielu może powiedzieć, że mogłem zrobić to czy tamto. Moje wrażenie w tamtym momencie było takie, że gdybym jakoś zareagował, to sytuacja byłaby jeszcze gorsza, bo zniszczyłbym miesiące przygotowań do tej wizyty. Poza tym Ursula (von der Leyen – red.) pokazała swoją reakcję i pomyślałem, że to może byłoby widziane jako zachowanie paternalistyczne, gdybym dokonywał jakichś dodatkowych aktów. Na pewno trzeba z tego wyciągnąć lekcję dotyczącą przygotowania spotkań.

Pozostało 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 997