W muzeum Dom Terroru w Budapeszcie, upamiętniającym zbrodnie systemów totalitarnych na Węgrzech, otwarto wystawę poświęconą zabitemu w katastrofie smoleńskiej szefowi Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzejowi Przewoźnikowi. Tutejsze Muzeum Narodowe ma zaś zamiar niedługo zorganizować wielką wystawę „1000 lat stosunków polsko-węgierskich".
Z inicjatywą upamiętnienia Przewoźnika wystąpiło wspólnie kierownictwo Domu Terroru oraz wicepremier Tibor Navracsics. Ten ostatni nie ukrywa, że celem jest wzmocnienie więzów Węgier i Polski. – W Europie Środkowej mamy często do czynienia z konfliktami, na których tle nasza przyjaźń jest czymś bardzo pozytywnym i godnym kultywowania. A Przewoźnik był przecież wielkim promotorem tej przyjaźni – podkreśla w rozmowie z „Rz" wiceszef rządu Węgier.
Awanse Budapesztu pod adresem Warszawy nie spotykają się jednak z gorącym odzewem. Polska dyplomacja chce grać w pierwszej lidze europejskiej – z Francją, Wielką Brytanią, Niemcami, a niewielkie Węgry na pewno się do niej nie zaliczają. – Premier Węgier Viktor Orban swą pierwszą wizytę zagraniczną złożył w Polsce, nowy burmistrz Budapesztu – w Warszawie. Ale w Polsce tego nie dostrzeżono – mówi „Rz" Arkadiusz Bernaś, dyrektor Instytutu Polskiego w węgierskiej stolicy.
Węgrzy liczą, że Polska weźmie w przyszłości przykład z Niemiec, które – pomimo gry w europejskiej pierwszej lidze – przywiązują dużą wagę do stosunków z małymi krajami, takimi jak Chorwacja czy Słowenia.
Nadpalona gazeta
– Przewoźnik uwielbiał Węgry, a my uwielbialiśmy jego – mówi Gabor Tallai, dyrektor programowy Domu Terroru. W sali poświęconej Przewoźnikowi panuje półmrok. Główna część ekspozycji to kilka wielkich stalowoszarych pudeł imitujących części samolotu. W środku każdego z nich pamiątki po polskim historyku z różnych okresów jego życia. Najbardziej wstrząsające wrażenie robią te, które wyciągnięto z wraku rozbitego pod Smoleńskiem samolotu: nadpalona gazeta, poszarpana torba.