Informację o torturach przekazał członek prezydenckiej Rady Praw Człowieka Andriej Babuszkin, który odwiedził zatrzymanych w moskiewskim areszcie Lefortowo. „Na ciele (Zaura) Dadajewa widoczne liczne ślady pobicia", „Anzor Gubaszew (...) – liczne siniaki na nosie, nogach i przegubach rąk" – napisał Babuszkin w środę we wstępnym raporcie.
„Uważam za konieczne poinformowanie o tym prezydenta" – stwierdził.
Reakcja śledczych była błyskawiczna: tego samego dnia Babuszkinowi wysłano wezwanie na przesłuchanie. Rosyjski Komitet Śledczy chce wyjaśnić „wszystkie motywy, jakim się kierował, interesując się szczegółami śledztwa". Zdaniem Komitetu bowiem miał prawo pytać aresztowanych jedynie o to, czy w celi nie jest im duszno i czy materace nie są za twarde. To samo mówili urzędnikowi strażnicy w areszcie. Ponieważ jednak Babuszkin jest prawnikiem i jednym z autorów ustawy o „obywatelskiej kontroli działań przedstawicieli władzy" (przyjętej w lipcu 2014), nie dał się zbyć.
Ustalił, że trzem aresztowanym nie powiedziano, za co ich zatrzymano, włożono worki na głowę, skuto ręce i nogi, bito, przez trzy dni nie dawano pożywienia. Nie wiedzieli, że mają adwokatów. Zaur Dadajew powiedział, że przyznał się do zabójstwa Niemcowa jedynie dlatego, że przesłuchujący obiecali wypuścić zatrzymanego wraz z nim kolegę z oddziału Rustama Jusupowa. „Myślałem, że jego uratuję, a mnie żywego dowiozą do Moskwy. A jak nie, to pewnie spotkałoby mnie to, co Szawanowa (Czeczena, który podczas aresztowania wysadził się podobno granatem)" – powiedział urzędnikowi. Z kolei aresztowany Szadit Gubaszew przyznał się do wszystkiego, gdyż słyszał, jak w sąsiednim pomieszczeniu biją i torturują jego brata.
Ponieważ towarzysz Dadajewa Rustam Jusupow zniknął bez śladu, Babuszkin zwrócił się do rosyjskiego kontrwywiadu FSB z żądaniem zbadania, co się z nim stało.
Wraz z przedstawicielem prezydenckiej Rady do Lefortowa wszedł dziennikarz „Moskiewskiego Komsomolca", który opublikował rozmowy z zatrzymanymi. Obecność prasy dodatkowo rozwścieczyła śledczych. Już w środę do Lefortowa przyjechali kolejni „obrońcy praw człowieka", tym razem ze „Społecznej Komisji Obserwacyjnej Moskwy". Weszli do aresztu bez przeszkód i oświadczyli, że zatrzymani za zabójstwo Niemcowa „nie mają żadnych śladów mogących świadczyć o użyciu przemocy fizycznej (przeciw nim)".
Jednocześnie „Moskiewski Komsomolec" opublikował zdjęcia świadczące, że aresztowani mieli jednak śledzić lidera opozycji, i to już jesienią ubiegłego roku. Całkowicie przeczy to wersji władz, że zabili Niemcowa z zemsty za wypowiedzi o islamie po ataku na francuski tygodnik „Charlie Hebdo" (7 stycznia 2015). Krążyli wokół domu polityka, co potwierdzono w dość zabawny sposób: ponieważ nie płacili za parkowanie, wystawiono im mandaty, w których odnotowano zarówno datę, jak i numer rejestracyjny ich samochodu.