USA: Wielka ucieczka z centrum

Prawybory w Iowa pokazują, że zarówno w partii republikańskiej, jak i u demokratów ton będą nadawać radykałowie – piszą publicyści.

Aktualizacja: 04.02.2016 22:03 Publikacja: 03.02.2016 18:15

USA: Wielka ucieczka z centrum

Foto: AFP

Rozpoczął się najbardziej ekscytujący wyścig polityczny świata. Bój o Biały Dom. Rozpoczął się od prawyborów w Iowa, które okazały się (małym) trzęsieniem ziemi. Pomimo agresywnej kampanii przegrało dwoje kandydatów typowanych na „oczywistych zwycięzców": u republikanów Donald Trump, u demokratów Hillary Clinton.

Wygrali kandydaci protestu – u republikanów ultrakonserwatywny i religijny senator z Teksasu Ted Cruz, który nie otwiera ust, jeśli nie mówi: „Boże błogosław coś tam...". U demokratów Hillary Clinton, salonowa wyjadaczka, co prawda uzyskała przewagę nad kontrkandydatem Bernie Sandersem, ale jest ona tak minimalna, że wszyscy traktują to jako pyrrusowe zwycięstwo.

Zarówno Sandersa, jak i Cruza (ale także Trumpa i Rubio – numery dwa i trzy republikańskich prawyborów) łączy jedno: wściekłość ich elektoratu na ich partyjny i waszyngtoński establishment. To o tyle ciekawe, że Sanders i Cruz są politykami od lat zasiadającymi w Kongresie. A więc należą do tzw. waszyngtońskiej elity.

Republikańskie prawybory przebiegają pod hasłem: „Jesteśmy wkurzonymi, konserwatywnymi, białymi i religijnymi Amerykanami". Trump, lokalna wersja Pawła Kukiza skrzyżowanego z Markiem Jurkiem, obraża wszystkich: kobiety, Latynosów, innych polityków. Gdyby Trump chciał zostać błaznem, nie miałby konkurentów. Ale Amerykanie wybierają prezydenta, więc dostał zimny prysznic.

Ted Cruz jest ultrakonserwatywnym chrześcijaninem, którego nie cierpią nawet partyjni koledzy – uznawany jest powszechnie za najbardziej znienawidzonego polityka w USA. Do tego ma nieskrywaną manię wielkości. Pomimo to Cruzowi udało się pozyskać głosy przeważnie konserwatywnych białych farmerów z Iowa, którzy nie mogą zrozumieć, jak to się stało, że w ich kraju śluby mogą brać geje, a „Murzyn", czyli Barack Obama, pokonał w 2012 roku białego przedsiębiorcę i republikanina Mitta Romneya.

Jeszcze ciekawszy jest Marco Rubio, młody i przystojny republikanin z Florydy, który choć również jest w polityce od lat – i już zasłynął z tego, że opuścił największą liczbę głosowań w Senacie, głównie w celu pozyskiwania funduszy na kampanie – plasuje się jako konserwatysta spoza układu. Jego problemem jest absolutny brak wiarygodności – nie ma w zasadzie dziedziny, w której nie zmienił zdania o 180 stopni na potrzeby kampanii.

U demokratów to Bernie Sanders skanalizował wściekłość nie tylko lewicy, ale i młodych wykształconych Amerykanów. Mówi – zgodnie zresztą z prawdą – że amerykański system prawny i gospodarczy jest tak skorumpowany, iż ustawy pisze się na potrzeby bogatych firm, banków i przedsiębiorców. Zdobył aż 70 proc. poparcia młodych demokratów, którzy są zmęczeni ogromnymi długami za wykształcenie, pracowaniem przez długie lata bez podwyżek i rosnącymi kosztami ubezpieczenia zdrowotnego. Bernie obiecuje im radykalną zmianę Obamacare, opodatkowanie bogatych, wprowadzenie obowiązkowego urlopu macierzyńskiego (w USA on nie istnieje!) oraz pierwszą od prawie 20 lat podwyżkę płacy minimalnej.

Wygrani z Iowy niekoniecznie mają szansę na Biały Dom – w przypadku republikanów w ciągu ostatnich 30 lat zwycięzcy w tym stanie zazwyczaj nie dostawali partyjnego namaszczenia. Iowa jest stanem zbyt białym, zbyt starym i zbyt konserwatywnym, by na jej podstawie wróżyć, jak zagłosuje Ameryka.

Wybory w Iowa są ważniejsze z innego względu: pokazują, jak bardzo Amerykanie są wściekli na swoich polityków. Zarówno plejada republikańskich szwarccharakterów, Trump, Cruz czy Rubio, jak i Bernie Sanders na swój sposób głoszą to samo przesłanie skierowane do Waszyngtonu: „Mamy was dość! Coś się musi zmienić". Co znaczy: w obu partiach ton prawyborom będą nadawać radykałowie. Po prawyborach w Iowa wiemy tyle, że główni kandydaci i żelazny elektorat partyjny ściga się, kto najszybciej ucieknie z centrum. A to znaczy, że tym bardziej języczkiem u wagi stają się wyborcy centrowi. I pytanie: na kogo oni zagłosują? Paradoks sytuacji polega więc na tym, że im bardziej skrajne skrzydła obu partii dochodzą do głosu, tym bardziej rośnie znaczenie wyborców centrowych. I to oni zdecydują, kto zostanie następnym lokatorem w Białym Domu.

Kazimierz Bem – doktor prawa, pastor ewangelicko-reformowany (UCC) w USA i publicysta protestancki . Jarosław Makowski – publicysta, filozof i teolog, radny sejmiku śląskiego z ramienia PO.

 

Rozpoczął się najbardziej ekscytujący wyścig polityczny świata. Bój o Biały Dom. Rozpoczął się od prawyborów w Iowa, które okazały się (małym) trzęsieniem ziemi. Pomimo agresywnej kampanii przegrało dwoje kandydatów typowanych na „oczywistych zwycięzców": u republikanów Donald Trump, u demokratów Hillary Clinton.

Wygrali kandydaci protestu – u republikanów ultrakonserwatywny i religijny senator z Teksasu Ted Cruz, który nie otwiera ust, jeśli nie mówi: „Boże błogosław coś tam...". U demokratów Hillary Clinton, salonowa wyjadaczka, co prawda uzyskała przewagę nad kontrkandydatem Bernie Sandersem, ale jest ona tak minimalna, że wszyscy traktują to jako pyrrusowe zwycięstwo.

Pozostało 84% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1003
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999