- To jest manipulacja robiona praktycznie od samego początku tego protestu. Dzisiaj my sobie uświadomiliśmy, że rząd polski nie chce pomagać takim osobom niepełnosprawnym jak my - mówił Hartwich w TVN24.
"Zawieszony" w niedzielę protest osób niepełnosprawnych, ich rodziców i opiekunów, trwał od 18 kwietnia. Okupujący budynek w Sejmie zgłaszali dwa postulaty - zrównania renty socjalnej z minimalną rentą z tytułu niezdolności do pracy oraz wprowadzenia dodatku dla osób niepełnosprawnych, niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia, w kwocie 500 złotych miesięcznie. Według protestujących zrealizowano tylko jeden ich postulat - podniesienie renty socjalnej. Ma ona wzrosnąć do 1029,80 zł.
- Były trudne momenty, ale wszyscy wiedzieliśmy po co tam byliśmy i jesteśmy naprawdę zwartą grupą i wiemy, o co walczyliśmy - ocenił Jakub Hartwich w TVN24.
- Życie tam nie było tak trudne jak to, żeby przekonać rząd. To było najtrudniejsze: żeby przekonać rząd, co się jednak nie udało zrobić, że ta pomoc osobom niezdolnym do samodzielnej egzystencji, czyli to minimum socjalne powinno być - wtórowała matka niepełnosprawnego Jakuba, Iwona Hartwich.
Hartwich dodała, że protestujący w Sejmie "zostali tam strasznie poniżeni". - Nie jest w mojej naturze stać przy barierkach sejmowych i wykrzykiwać do pani Szydło, czy nas odwiedzi. Zostaliśmy poniżeni, upokorzeni. Jeszcze teraz słyszmy jakie dyrdymały, bo to nie można nazwać inaczej, opowiadają politycy PiS, którzy mówią, że to jest jakiś pucz, że chcieliśmy obalić ten rząd. Mnie osobiście to przeraża, że ktoś tak kłamie - stwierdziła.