Rzeczpospolita: Do pracy w CBA zgłaszają się tłumy chętnych, w końcu praca agenta specjalnego rozpala naszą wyobraźnię. Czy akcje pod przykrywką to częsta metoda pracy w służbach?
Tomasz Aleksandrowicz: Nie wiemy, bo służby ściśle strzegą informacji o takich akcjach. Tego typu praca pociąga za sobą olbrzymie ryzyko. I nie chodzi tylko o to, że przez czyjś zbyt długi język służbom może się nie udać wykonać jakichś czynności operacyjnych czy pozyskać cennych informacji. W grę wchodzi bezpieczeństwo funkcjonariuszy. Oni, pracując pod przykrywką, często ryzykują własne życie.
Z kilku głośnych afer wiemy jednak, że CBA takie operacje na pewno przeprowadza. Po co?
Przede wszystkim po to, by dowiedzieć się, jak funkcjonują struktury przestępcze. Takich informacji nie da się uzyskać w inny sposób. Tak też wpływa się na działania tych grup, co czasem jest potrzebne, by móc doprowadzić przestępców przed wymiar sprawiedliwości.
Co wiemy o takich operacjach? Ile trwają, jak długo się je przygotowuje?
To długie i skomplikowane akcje. Samo tworzenie tzw. przykrywki to nie lada wyzwanie. Wyobraźmy sobie, że z funkcjonariusza trzeba zrobić wiarygodnego dla innych przestępców gangstera albo chociaż kogoś, kto do ich grupy przestępczej zostanie przyjęty. Funkcjonariusza trzeba całkowicie odciąć od rodziny i przyjaciół, po prostu stworzyć mu nowe życie.