Kulisy bulwersującej historii z majorem Radosławem Sz., zaufanym człowiekiem komendanta Służby Ochrony Państwa gen. Radosława Jaworskiego, poznaliśmy dzięki informatorom wewnątrz SOP. Sz. miał w połowie grudnia, jadąc służbowym samochodem, wziąć udział w kolizji na Podkarpaciu. Kiedy na miejsce przyjechała drogówka, okazało się, że major SOP nie miał uprawnień do kierowania pojazdami. Sz. powinien mieć wszczęte postępowanie dyscyplinarne. Zamiast tego bez jakichkolwiek konsekwencji pozwolono mu odejść na wysoką, mundurową emeryturę.
Miękkie lądowanie majora
Major Radosław Sz. to szef pirotechników w SOP, którzy przed wizytą osoby ochranianej badają, czy w miejscu nie ma materiałów wybuchowych, podsłuchów. Według naszych źródeł 18 grudnia ub.r. Sz. był służbowo na Podkarpaciu, jechał służbowym samochodem SOP, kiedy doszło do kolizji. – Funkcjonariusz miał wcześniej zatrzymane prawo jazdy, najprawdopodobniej za punkty, czyli w momencie kolizji kierował pojazdem służbowym bez wymaganych uprawnień. Fakt, że stracił prawo jazdy, zataił przed przełożonymi i dalej wielokrotnie wykonywał zadania pojazdem służbowym –mówi nam jeden z funkcjonariuszy. Z jego relacji wynika, że major Sz. miał zaraz po kolizji „mocno cwaniakować do drogówki podkarpackiej, bo uznał, że jest z SOP i mu wszystko wolno. Policja była mocno wkurzona jego zachowaniem”.
Czytaj więcej
Warszawska Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie zatrzymania Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Będzie badać, czy policja i funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa nie przekroczyli swoich uprawnień.
Banalna sprawa kolizji mogła być zabójcza dla komendanta SOP – człowieka poprzedniej władzy, który kilka miesięcy wcześniej został generałem na wniosek ówczesnego ministra MSWiA Mariusza Kamińskiego. Sz. to jeden z najbardziej zaufanych ludzi gen. Radosława Jaworskiego, o czym świadczy także finał tej historii.
„Sprawcą rzeczonej kolizji była osoba trzecia, wobec czego, zgodnie z procedurami, na miejsce została wezwana Policja. Natomiast funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa biorący udział w zdarzeniu i wykonujący w tym czasie zadania służbowe nie znajdował się pod wpływem alkoholu. Nadmieniam, iż mjr SOP Radosław Sz. (SOP podaje pełne nazwisko – przyp. aut.) nabył uprawnienia do emerytury i zdecydował się złożyć wniosek o odejście ze służby” – odpowiada nam SOP na pierwsze z naszych pytań. Pytamy, czy to prawda, że szef pirotechników miał w chwili kolizji cofnięte uprawnienia, o czym nie powiadomił oficjalnie przełożonych i dlaczego nie wszczęto mu postępowania dyscyplinarnego.