Sprawdziły się obawy dotyczące tzw. ustawy inwigilacyjnej, która rok temu weszła w życie. O tym, jak często służby sięgają po nasze dane internetowe i sprawdzają, na jakie strony wchodzimy, jakie pliki ściągamy, czy jak bardzo interesują je nasze billingi, wiemy jeszcze mniej niż kiedyś.
– Ustawa inwigilacyjna nie rozwiązała starego problemu braku kontroli nad działaniami służb, ale stworzyła nowe, ułatwiając im dostęp do danych internetowych i zmniejszając przejrzystość – mówi Katarzyna Szymielewicz, prezes fundacji Panoptykon.
Ustawa, zanim weszła w życie, wywołała protesty i oskarżenia o „masową inwigilację". Petycję przeciwko jej wprowadzeniu podpisało 33 tys. osób.
Dzięki ustawie policja, ABW, CBA i inne służby mogą zawierać porozumienia z firmami i uzyskiwać od nich bezpośrednio, online dane o internautach (wcześniej służby mogły zawierać porozumienia wyłącznie z operatorami telekomunikacyjnymi).
– Okazuje się, że z tego nie korzysta policja, co zaskakujące, ponieważ ze względu skalę swoich działań powinna być najbardziej zainteresowana ułatwionym dostępem do danych przydatnych jej do zwalczania chociażby oszustw dokonywanych za pośrednictwem internetu – komentuje Szymielewicz.