W założeniach ustawy zostało poprawione to w ten sposób, że jest bilans przyjęty z pewną granicą elastyczności. Tego właśnie chcemy bronić jak świętości. Bo poprzednia ustawa zakładała taki margines i on powinien być zachowany również teraz. Nie można planować naszych miast na sytuacje, uwiązane do statystyki publicznej, bo ta jest oderwana od rzeczywistości.
Ustawodawca musi się na czymś oprzeć i GUS jest dla niego idealny, ale ma ten feler.
Z badania ludności widać rozjazd, który nam wyszedł, gdy posiłkowaliśmy się badaniami robionymi z telefonią komórkową. Żyjemy w rzeczywistości, w której metadane pozwalają nam na uwiarygodnienie informacji, jakie mamy o mieście, bo są to dane rzeczywiste. Dlatego totalnie nie zgadzamy się na to, aby opierać się tylko na jednym źródle danych, tj. statystyce ogólnej. To nam zamknie możliwość elastycznego planowania miasta. Mam wrażenie, że ustawodawcy zwłaszcza w ostatnich latach, przy czym nie chodzi o aktualnie rządzących, a rządzących z ostatnich dziesięciu lat, brakuje zaufania do samorządów. Teraz mamy oczywiście dodatkowo sytuacje skrajnie polityczną. Ale wszystkie instrumenty, które były wdrażane w ciągu ostatnich lat, cechuje jedna rzecz. Występuje pewna doza braku zaufania, że gmina jest w stanie trzeźwo ocenić i zapanować swój rozwój. Czyli zaprzeczenie zasad samorządności, subsydiarności itp.
To chyba potwierdzeniem tego są też ostatnie zapowiedzi prezesa PiS, że chce przejmować mieszkania komunalne od samorządów. Ich mieszkańcy będą mogli wykupić je za małe pieniądze jak przed laty. To chyba sobie nie radzicie jednak, skoro potrzeba pomocy prezesa?
Ja w ogóle mam takie wrażenie, że prezes Kaczyński już dawno przesunął tę granicę rzeczywistego rozumienia problemu. Trwa wyścig na populizmy. Tak się składa, że to ja jestem w Warszawie twarzą wstrzymania sprzedaży lokali komunalnych za grosze. My sprzedajemy mieszkania miejskie, ale w przetargach, za pełną wartość, w transparentny sposób. Nie zgadzam się z tym, żeby traktować nierówno mieszkańców i przekonałem do tego już poprzednią prezydent Warszawy, gdy zajmowałem się mieszkaniówką. Nie rozumiem, dlaczego jeden mieszkaniec może kupić mieszkanie za 5 proc., a inny musi wyruwać sobie żyły, zadłużyć się w banku i kupić mieszkanie na rynku. Sprzedaż powinna być możliwa w przypadku lokali, które z uwagi na swoją strukturę nie są niezbędne do tego, by je pozostawać w miejskim zasobie. Sprzedaż lokali z bonifikatą była główną przyczyną zmniejszenia się zasobu, a im mniejszy zasób, tym mniejsze możliwości udzielania pomocy mieszkaniowej dla osób, które takiej pomocy potrzebują. W latach 2008–2010 (okres wzmożonej sprzedaży) zbycie sześciu–siedmiu lokali pozwalało na wybudowanie jednego lokalu – w tym okresie sprzedano 6129 lokali, z czego uzyskano (wraz z I opłatą za użytkowanie wieczyste) ok. 200 mln zł, a wybudowano 1032 mieszkań za ok. 238 mln zł.
A co z dziedziczeniem mieszkań komunalnych? Trudno te tematy rozdzielić.