To niesamowite jak w niektórych państwach, w tym w Polsce, koncepcja nadużycia praw procesowych napotyka opór i na jak podatny grunt padają w naszym kraju argumenty, jakoby sądy nie mogły zapobiegać nadużyciom praw procesowych, dopóki kodeks lub ustawa nie zdefiniują tego, czym jest takie nadużycie, i nie określą stosownych sankcji. W prawie międzynarodowym zakaz nadużywania praw był zawsze jedną z podstawowych zasad i żaden traktat ani kodeks nie był potrzebny do tego, by została ona przyjęta za powszechnie i bezspornie obowiązującą normę. Prawo do sądu nigdy nie było wyłączone spod tego zakresu, a sądy i trybunały międzynarodowe nigdy nie miały problemu ze zwalczaniem nadużyć procesowych, chociaż żaden akt prawa stanowionego nie określał odpowiednich sankcji. Nadużycie przez jedną osobę prawa do sądu oznacza ograniczenie lub odebranie go innej. W niektórych państwach zawsze było to oczywiste. Ale o dziwo w innych nie.
Aby skutecznie uporać się z falą wywołanych pandemią sporów i umożliwić gospodarce powrót na wzrostową trajektorię, żaden system wymiaru sprawiedliwości nie może pozwalać na to, by strony marnowały sędziowski czas pozbawionymi podstaw lub pieniaczymi roszczeniami i zarzutami, a także niekoherentnymi i niejasnymi, za to obszernymi i agresywnymi stanowiskami pozwalającymi stronom „łowić ryby w mętnej wodzie". Nie będzie nas stać na tolerowanie „taktyk" procesowych polegających na tym, że strona zwleka z przedstawieniem pełnego stanowiska z braku kompetencji lub z cwaniactwa procesowego, zamiast starannie wyłożyć twierdzenia i argumenty na możliwie wczesnym etapie sprawy, by przedmiot i zakres sporu mogły zostać zdefiniowane, a sprawa rozpoznana sprawnie, tak by cenne zasoby sądowe mogły zostać szybciej wykorzystane dla dobra kogoś innego, kto tego potrzebuje.
W czasach względnego dobrobytu i wzrostu gospodarczego mogliśmy pozwalać sobie na takie marnotrawstwo w imię abstrakcyjnych rozważań o „szczególnym charakterze" prawa do sądu, które nie pozwala jakoby zastosować do niego zakazu nadużywania praw podmiotowych. Dziś już nie możemy.
Pozasądowe rozwiązywanie sporów
Spłaszczenie fali nadchodzących sporów będzie też wymagało skutecznego sankcjonowania niekonstruktywnego podejścia do rozwiązywania sporów przez strony. Nie wystarczą dotychczasowe pozorne rozwiązania, polegające na tym, że powód musi w pozwie wytłumaczyć, dlaczego sporu nie udało się rozwiązać w sposób polubowny. Będziemy potrzebowali mechanizmów, które rzeczywiście skłonią strony do tego, by podchodziły do konfliktów w sposób konstruktywny oraz starannie i w dobrej wierze próbowały rozwiązywać je, zanim trafią do sądu.
Oczywiście pomocna byłaby tu interwencja legislacyjna, która nałożyłaby na strony obowiązek korzystania z tzw. „protokołów przedprocesowych" (pre-action protocols) lub umożliwiałaby stronom składanie sobie wzajemnie ofert ugodowych, których treść sądy mogłyby następnie uwzględnić przy orzekaniu o kosztach sądowych (na wzór angielskich part 36 offers). Sądy już dziś dysponują jednak narzędziami do tego, by promować konstruktywną wymianę stanowisk przez strony na etapie przedprocesowym lub by tak ułożyć postępowanie, by przy orzekaniu o kosztach uwzględnić sensowność działań procesowych stron w świetle otrzymanych przez nie ofert ugodowych.
Z całą pewnością nic nie stoi na przeszkodzie temu, by pełnomocnicy prowadzili sprawy swoich klientów w sposób konstruktywny i by respektowali swoje nadrzędne obowiązki względem sądu i wymiaru sprawiedliwości, odmawiając żądaniom klientów, którzy oczekiwaliby od nich, żeby dla ich interesu nadużywali praw procesowych. Przywiązanie do tych fundamentalnych zasad etycznych będzie szczególnie istotne w nadchodzącym czasie.