Sędzia NSA jest trochę jak lekarz?
Można tak powiedzieć. I tak jak nie wyobrażam sobie, że operację na otwartym sercu przeprowadzi nawet najlepszy internista, tak nie wyobrażam sobie, że skomplikowaną sprawę o milionowy VAT czy koncesję może ostatecznie osądzić, nawet najlepszy prawnik, ale bez administracyjnego doświadczenia. Nie chodzi też tylko o to, że spory rozstrzygane przez NSA to konkretne sprawy, konkretnych ludzi, podatników, przedsiębiorców, nierzadko o fundamentalnym znaczeniu dla ich życia czy biznesu, a często też sporym wymiarze finansowym. NSA to sąd, którego orzecznictwo przekłada się na cały system. To wyroki i uchwały, które realnie wpływały i wpływają nie tylko na zmianę praktyki, ale i samych przepisów. Ta umiejętność oceny dalekosiężnych skutków danego rozstrzygnięcia wymaga jeszcze większego doświadczenia i wiedzy, nabytej latami pracy w sądach administracyjnych. Od kilkunastu lat sądownictwo administracyjne jest dwuinstancyjne, czyli nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tego doświadczenia nabierać stopniowo. Niekoniecznie od razu w NSA. Ufam, że każdy rozsądny, dojrzały i odpowiedzialny prawnik ma tego świadomość. To, że sędzią NSA można zostać dopiero po ukończeniu 40 roku życia to również nie przypadek. Świadczy to o tym, że ustawodawca wymaga pewnego doświadczenia i dojrzałości. A dojrzałość sędziowska przejawia się także w tym, że nie zabieram się za coś czego nie umiem.
NSA orzeka w składach trzyosobowych. Może więc ryzyko, że niedoświadczony pasjonat prawa administracyjnego popełni błąd nie jest tak duże?
To prawda NSA wydaje wyroki – zarówno te na rozprawach, jak i posiedzeniach niejawnych – w trzyosobowych składach. I można oczywiście powiedzieć, że ten mniej doświadczony sędzia będzie orzekał z bardziej doświadczonymi kolegami. Ale obecnie do NSA przyjdzie bardzo dużo nowych osób, bo jest dużo wakatów i konkursów. Nie można więc wykluczyć, że wszyscy sędziowie w składzie to będą nowi sędziowie, którzy zasiadają w sądzie administracyjnym po raz pierwszy. Zaczynanie kariery w sądownictwie administracyjnym od NSA to zbyt duże ryzyko nie tylko dla skarżących, których krzywda oczywiście zawsze jest istotna, ale także dla państwa. Orzeczenie NSA niezgodne z prawem unijnym otwiera bowiem drogę do dochodzenia odszkodowania. Błędy sędziów potencjalnie mogą być więc kosztowne dla państwa, bo to ono może finalnie ponosić odpowiedzialność finansową.
Może wcześniej ta droga do orzekania w NSA była długa po to, żeby trafiali do niego „swoi"?
Wcześniejsza procedura konkursowa była wieloetapowa i wymagająca, bo chodziło o to, żeby w sądach administracyjnych, zwłaszcza NSA, orzekali najlepsi. Taka sama zasada obowiązywała w Sądzie Najwyższym. Ocena kwalifikacyjna była długa i drobiazgowa, wyłącznie po to, żeby kandydata sprawdzić pod kątem rzeczywistych dokonań oraz realnego doświadczenia i wiedzy. Nigdy też nie zamykaliśmy się na kandydatów z innych zawodów prawniczych, nawet z zupełnie innych dziedzin prawa czy na osoby z doświadczeniem urzędniczym. Ważne było nie skąd dana osoba przychodzi, ale co umie i przede wszystkim, że swoje doświadczenie w sądownictwie administracyjnym będzie zdobywać stopniowo, w pierwszym okresie pod nadzorem sądu wyższej instancji. Osoby, które dziś kandydują wprost do NSA, które nie miały styczności z prawem administracyjnym, albo było ono niewielkie, jeśli wygrają konkurs i dostaną nominację muszą mieć świadomość, że nie będą miał taryfy ulgowej ani czasu na naukę. Od początku zaczną orzekać w konkretnych sprawach, konkretnych ludzi, a ich wyroki będą ostateczne. I muszą pamiętać, że wiąże się z ogromną odpowiedzialnością.