Zapadają kolejne nieprawomocne wyroki w sprawie ograniczeń i zakazów wywołanych pandemią koronawirusa. Jak w ubiegłym roku, wielu obywateli zaczęło kwestionować słabą podstawę prawną karania np. za nienoszenie maseczek, a za nimi poszli przedsiębiorcy.
Branże, które najbardziej ucierpiały przez lockdown, decydują się na coraz bardziej rozpaczliwe kroki. Otwierają swoje biznesy wbrew zakazom, narażają się na bardzo surowe konsekwencje finansowe. Kara wymierzona przez sanepid może wynosić nawet 30 tys. zł i być natychmiast egzekwowana.
Czytaj także: Koronawirus: sądy hurtowo anulują kary sanepidu
Grupa, która w akcie desperacji decyduje się na obywatelskie nieposłuszeństwo, ciągle rośnie. W efekcie już niedługo państwo będzie miało problem z ukaranymi przedsiębiorcami. Z jednej strony będą się domagać cofnięcia kar wydanych na lichych podstawach, z drugiej wysokich odszkodowań za poniesione straty.
To społecznie trudna sytuacja. Utrzymywanie wysokich kar dobije ledwo dyszących przedsiębiorców. Oczywiście, kiedy pandemia minie, państwo może szukać rozwiązań abolicyjnych, ale co się stanie, jeśli pandemia za jakiś czas wróci? Po abolicji społeczne poczucie respektowania zasad i norm byłoby mniejsze, co jest sytuacją bardzo niedobrą.