W Szwecji rozpętała się debata o odpowiedzialności osób wykonujących usługi u członków rządu. Skandal ujawniono dopiero teraz. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia do policji dotarł alarm z willi, w której mieszkała do tej pory obecna premier Szwecji Magdalena Andersson. Alarm, który odebrano jako włamanie, uruchomiła przez pomyłkę firma sprzątająca. Kiedy policja przyjechała na miejsce i przeprowadziła kontrolę, okazało się, że jedna z osób, 25-letnia sprzątaczka z Nikaragui, nie miała prawa pobytu, otrzymała nakaz deportacji i była poszukiwana przez szwedzkie władze. Nakaz wydał Urząd Imigracji wiosną 2020 r., jednak do wydalenia nigdy nie doszło, ponieważ kobieta ukrywała się w Szwecji przed władzami. Jesienią 2020 r. skazano ją za kradzież warunkowo.
Po alarmie policja zatrzymała obywatelkę Nikaragui, którą następnie oddano pod kuratelę Urzędu Imigracji. Szef policji w Nacka pod Sztokholmem (gdzie od 2011 r. ze swoją rodziną była zameldowana premier) tłumaczy, że gdy ktoś otrzyma decyzję o deportacji i nabrała ona mocy prawnej, ponieważ nie można już się od niej odwoływać, to jest zobligowany opuścić kraj. Jeżeli delikwent się procedurom nie podporządkuje, to policja ma prawo go poszukiwać.
Czytaj więcej
Szwedzka minister finansów Magdalena Andersson w rozmowie z dziennikiem "Svenska Dagbladet" stwierdziła, że przepisy imigracyjne w Szwecji powinny zostać zaostrzone dla imigrantów spoza UE, którzy przybywają do Szwecji, by podejmować pracę nie wymagającą wysokich kwalifikacji.
Skandal z nielegalnie przebywającą w kraju sprzątaczką wywołał debatę o bezpieczeństwie szwedzkich ministrów i odpowiedzialności Policji Bezpieczeństwa. Także w kwestii, czy sama osoba objęta ochroną ma przeprowadzać analizę bezpieczeństwa ( co byłoby, delikatnie mówiąc, niestosowne), jeżeli powierza usługi firmie sprzątającej, która nie zawarła układu zbiorowego pracy. Premier mówi, że o tym ostatnim fakcie nie wiedziała.
Skandalu nie może wszak uciszyć wersja szefa firmy sprzątającej, który zaprzeczył, że kobieta z Nikaragui willę premier sprzątała i znajdowała się w aucie, gdy policja ją zatrzymała. Ujawnił też, że Policja Bezpieczeństwa sprawdza dowody tożsamości za każdym razem, gdy ktoś ma w mieszkaniu premier sprzątać. Jego wersja koliduje jednak z narracją innych osób. Sama sprzątaczka przyznała, że w willi premier sprzątała i nikt jej tam nie kontrolował. Skandalu nie może też zmienić fakt, że trzy dni przed incydentem premier przeprowadziła się do swojej służbowej rezydencji Sagerska Huset w Sztokholmie.