Nowe przepisy dotyczące minimalnych kwot wynagrodzenia zasadniczego w placówkach ochrony zdrowia sprawiły, że inspekcja pracy i sądy mają pełne ręce roboty. Skarżą się głównie pielęgniarki i położne, którym pracodawcy nie wypłacają kwot zapisanych w ustawie. Sytuacja trwa już od wielu miesięcy i niewykluczone, że jeśli Ministerstwo Zdrowia nie podejmie w tej sprawie jakichś działań, protesty mające do tej pory lokalny charakter, przyjmą szerszy zasięg.
Z danych udostępnionych nam przez Państwową Inspekcję Pracy wynika, że od rozpoczęcia obowiązywania ostatniej nowelizacji (czyli od 1 lipca ub.r.), do końca grudnia minionego roku, do PIP wpłynęły skargi zawierające łącznie 625 zarzutów związanych z tymi przepisami. Wiele pielęgniarek skierowało, lub planuje skierować, sprawę do sądu pracy. Jeden z najgłośniejszych przykładów dotyczy Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Tam przygotowanych jest już 450 pozwów przeciwko dyrekcji placówki.
Dlaczego ustawa wprowadzająca wzrost płac jest tak mocno krytykowana i to od momentu wejścia w życie? Z punktu widzenia pielęgniarek i położnych powodów jest co najmniej kilka. – Ustawodawca w jednym przepisie nałożył na pielęgniarki i położne obowiązek podnoszenia kwalifikacji. W innym natomiast pozostawił pracodawcom dowolność, jeśli chodzi o ich uznawanie – mówi Zofia Czyż, pierwsza wiceprzewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP).
Czytaj więcej
Choć w Barometrze Zawodów 2023 liczba profesji deficytowych w skali całego kraju zmniejszyła się do 27 z 30 w minionym roku, to silne niedobory w niektórych specjalizacjach utrudnią działalność firm.