O igrzyskach olimpijskich w Warszawie marzył już prezydent Stefan Starzyński. W 1937 roku, podczas 36. Sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) odbywającej się w Pałacu Rady Ministrów (dziś to Pałac Prezydencki) oficjalnie oświadczył, że ambicją stolicy Polski jest zorganizowanie tej imprezy na przełomie lat 40. i 50.
Dawano więc sobie kilkanaście lat na sprawy organizacyjne i wznoszenie obiektów. Ważne miejsce w tych planach zajmował tzw. Łuk Siekierkowski, gdzie zamierzano zbudować tor wioślarski, a być może i wielki stadion. Trzy lata później wybuchła wojna i skończyło się na marzeniach.
Igrzyska olimpijskie w Warszawie? Andrzej Duda nie był pierwszy
PRL nie sprzyjał nawet marzeniom. Dopiero, kiedy się skończył, dwaj wybitni szermierze - adwokat Ryszard Parulski i profesor architektury Wojciech Zabłocki - opracowali koncepcję zorganizowania w Warszawie igrzysk w roku 2012. Zabłocki stworzył nawet projekty stadionu i hal, które miały stanąć tam, gdzie dziś jest Stadion Narodowy.
Obydwaj byli romantykami, ale ich śmiałe plany nie zyskały poparcia społecznego ani gwarancji państwowych. Zamiast igrzysk mieliśmy w Warszawie piłkarskie Euro 2012, które w pewnym stopniu - dzięki zabiegom ukraińskich oligarchów - spadły nam z nieba.
Kiedy niedawno prezydent Andrzej Duda oświadczył, że Polska gotowa jest zorganizować igrzyska olimpijskie w 2036 roku, nikt się tym specjalnie nie podpalił. Łatwość, z jaką prezydent wypowiada się w rożnych sprawach dziwi czasami nawet tych, których one dotyczą. Bez konsultacji, konkretów i gwarancji rządowych nawet słowa głowy państwa mają w naszym kraju niewielką wartość.