Respondenci zostali również zapytani o to, co zrobiliby, gdyby realnie istniało ryzyko wybuchu wojny. Pierwszym odruchem byłoby gromadzenie zapasów – żywności, wody, paliwa czy środków higieny osobistej (45 proc.). Co piąty deklaruje wstąpienie do wojska lub innych formacji o charakterze obronnym (19 proc.). Autorzy badania interpretują to stwierdzeniem, że Polacy byliby gotowi podjąć czynny opór. Takich respondentów było więcej niż osób chcących uciec do innego kraju (16 proc.), bardziej oddalonego od potencjalnego teatru wojny. Jako kraje, do których udaliby się respondenci, najczęściej były wymieniane te, gdzie wielu Polaków może liczyć na pomoc członów rodziny tam mieszkających – Niemcy i Wielka Brytania. Nie jest zaskakujące, że bardziej skłonne do ewakuacji byłyby kobiety niż mężczyźni. Z kolei mężczyźni częściej deklarowali chęć wstąpienia do formacji obronnych.
Polacy racjonalnie podchodzą do zagrożenia
Doktor Adam Czarnecki, socjolog i wiceprezes zarządu instytutu badawczego ARC Rynek i Opinia, zwraca uwagę, że pojawiające się w mediach głosy polityków i ekspertów do spraw wojskowości budzą wśród Polaków duże obawy związane z zagrożeniem konfliktem militarnym. – Pozytywną informacją jest to, że Polacy bardzo racjonalnie podchodzą do tego problemu, wskazują precyzyjnie, w których obszarach konieczne jest podjęcie działań przygotowawczych – zwraca uwagę dr Adam Czarnecki. I dodaje, że pamięć historyczna Polaków oraz doświadczenie z ostatnich dwóch lat konfliktu zbrojnego w Ukrainie pozwalają respondentom, jak się wydaje, podchodzić w pragmatyczny sposób do ryzyka konfliktu zbrojnego. – Oczywiście konieczne jest równoważenie komunikatów o potencjalnym zagrożeniu działaniami ze strony państwa w zakresie rozszerzenia edukacji militarnej czy remontów schronów. Działania takie mogłyby nieco „skanalizować” lęki i obawy konkretną aktywizacją. Ważne też, że potencjalny agresor, wiedząc, że społeczeństwo jest przygotowane na wypadek wojny, może dwa razy zastanowić się nad podejmowaniem swoich wrogich działań – dodaje socjolog.
Lęki młodych ludzi
Badania te są zbieżne z tymi, które od wielu miesięcy przeprowadza IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej”. Co istotne, widać dużą akceptację działań związanych ze wzmocnieniem militarnym państwa w grupie najmłodszych badanych, czyli w wieku 18–29 lat. I tak: aż 93 proc. jest za przekazywaniem sprzętu wojskowego dla Ukrainy, 55 proc. zgadza się, aby to państwo było członkiem NATO, a aż 93 proc. odpowiada twierdząco na pytanie, czy Polska powinna uczestniczyć w programie Nuclear Sharing, czyli posiadania broni jądrowej. Za budową wielkiej armii jest 78 proc. osób w tym wieku. Pytani, co jest dla nich najważniejsze, w pierwszej kolejności wskazują na kwestie mieszkaniowe, dostęp do służby zdrowia, rosnące ceny i dostęp do aborcji, ale jednocześnie aż 58 proc. wskazuje na bezpieczeństwo związane z wojną toczoną się w Ukrainie.
Dlaczego koncentruję się nad tą grupą? Bowiem młodzi ludzie mogą mieć największe lęki związane z eskalacją napięcia. W grupie tej istnieje przekonanie, że w przypadku wojny zostaną zmobilizowani, przeszkoleni i wysłani na front. Jednak z doświadczeń ukraińskich oraz wypowiedzi polskich oficerów wynika, że w przypadku wojny w pierwszej kolejności będą wzywani rezerwiści, czyli osoby, które zaliczyły już szkolenie wojskowe. Nie jest tajemnicą, że sporą grupę stanowią osoby po pięćdziesiątce. To ma sens w przypadku długotrwałej wojny, bo państwo powinno chronić osoby młode, aby zapewnić ciągłość biologiczną społeczeństwa.