Bogdan Góralczyk: Pogłoski i fakty. Chaos w Mjanmie się pogłębia

Świat zajęty swoimi sprawami i problemami milczy i problemu junty w Mjanmie, dawnej Birmie, nie widzi. A ONZ raz jeszcze udowadnia, że jest Organizacją Narodów Zagubionych.

Publikacja: 05.08.2023 10:00

Pojawiły się pogłoski, że junta przeniesie do aresztu domowego noblistkę, tak naprawdę chyba jedyną

Aung San Suu Kyi

Pojawiły się pogłoski, że junta przeniesie do aresztu domowego noblistkę, tak naprawdę chyba jedyną Birmankę znaną na świecie, Aung San Suu Kyi (ASSK)

Foto: AFP

Zdumiewające. Związek Mjanmy, dawna Birma, kraj ponaddwukrotnie większy od Polski, praktycznie nie zwraca niczyjej uwagi. W ostatnich kilkunastu dniach zrobiło się o nim jednak głośniej, bo pojawiły się pogłoski, że brutalna junta generała Min Aung Hlainga, która 2 lutego 2021 r. obaliła demokratycznie wybrane władze, skorzysta z prawa do amnestii i nie tyle wypuści z więzienia, ile przeniesie do aresztu domowego noblistkę, tak naprawdę chyba jedyną Birmankę znaną na świecie, Aung San Suu Kyi (ASSK). A wraz z nią podobny los spotka prezydenta państwa z nadania Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD), Win Myinta. Spekulowano, że ulegnie też zmianie los wielu innych więźniów siedzących za kratami po wojskowym zamachu.

Miała być amnestia Aung San Suu Kyi

Noblistka nie trafiłaby jednak do własnego domu w największej metropolii tego państwa i dawnej stolicy Rangunie (Yangonie), ponieważ tę willę, w której już  kiedyś spędziła łącznie w odosobnieniu ponad 15 lat, najpierw wypatroszono z wszystkich sprzętów, a potem oddano w ręce przebywającego od dziesięcioleci w Kalifornii i skłóconego z ASSK jej brata. Nie ma więc gdzie wracać i – jak głosiły pogłoski – znalazłaby się ponownie w tej samej ministerialnej rezydencji w nowej (od 2005 r.) stolicy Naypyidaw, gdzie przebywała jako najpierw deputowana do parlamentu (od 2012 r.), a potem osoba faktycznie państwem rządząca (od 2016 r.).

Czytaj więcej

Bogdan Góralczyk: Przemoc okryta milczeniem

Amnestia miała przyjść z okazji buddyjskiego święta, co ważne w państwie, gdzie blisko 88 proc. społeczeństwa to wyznawcy tej wiary. No i przyszła; przynajmniej w tym sensie, że junta uroczyście konsekrowała i oddała do publicznego użytku nową pagodę w Naypyidaw, ponoć najwyższą na świecie. A poza tym góra urodził mysz, rozbudzone nadzieje zamieniono w farsę. Albowiem: 78-letniej ASSK zmniejszono łączne wyroki z 33 na 27 lat więzienia; ani jej, ani byłego prezydenta z więzienia nie wypuszczono, a mury więzienne opuściło zaledwie 120 z ponad 25 tys. osób skazanych po ostatnim zamachu.

Zamiast pogłosek i spekulacji mamy więc fakty, a te są brutalne w swej wymowie. Od przewrotu z 2 lutego 2021 r. zginęło lub zostało zamordowanych ponad 3850 osób – a niemal codziennie mamy nadal nowe ofiary; z domów wygnano ponad 1,5 mln ludzi, z których wielu trafiło do obozów lub w ogóle nie ma gdzie się podziać; spalono co najmniej 70 tys. domostw, a ostrzeliwane z helikopterów „zbuntowane” wioski płoną co chwila.

Coraz większy nieład w Mjanmie

Spokoju nie widać i nawet szef junty przyznał niedawno, że ponad 150 miast i miejscowości w kraju znajduje się poza kontrolą władz, a w niemal 50 obowiązuje stan wyjątkowy, w tym na przedmieściach największych miast, jak Rangun czy Mandalaj.

Wojskowy zamach bowiem nie tylko wzniecił masowe protesty, ciągle widoczne, ale przede wszystkim ponownie uruchomił etniczne partyzantki, bo Mjanma to prawdziwa językowa wieża Babel. Powróciły one na scenę, gdyż dawna Birma może poszczycić się przynajmniej jednym rekordem świata: najdłuższą na świecie wojną domową, trwająca z różną intensywnością od momentu wyjścia spod brytyjskiego kolonialnego jarzma w 1948 r. do momentu odwilży – dziesięcioletniej, jak się okazało – w roku 2011.

Tam, gdzie nie ma interesów wielkich mocarstw, bawimy się bardziej we frazesy niż realne zaangażowanie czy wsparcie

Ten smutny, tragiczny casus wart jest przypominania, bo pokazuje jak na dłoni obojętność świata dla ludzkiego nieszczęścia i raz jeszcze dowodzi, że tam, gdzie nie ma interesów wielkich mocarstw, bawimy się bardziej we frazesy niż realne zaangażowanie czy wsparcie.

Owszem, Amerykanie i Zachód stosują wobec Mjanmy sankcje i wydają pełne oburzenia oświadczenia, a zaniepokojone brakiem spokoju w bliskim sąsiedztwie Chiny właśnie wysłały do Naypyidaw swego kolejnego specjalnego wysłannika. Wiadomo jednak, że te drugie bardziej walczą o losy swoich biznesmenów i chcą spokoju, by kontynuować tam swoje inwestycje, a w mniejszym stopniu martwią się losem mieszkańców.

Ludzie w Majnmie cierpią i giną

Owszem, oba największe mocarstwa domagają się polepszenia losu ASSK, która pewnie w końcu trafi ponownie do domowego aresztu (niektórzy mówią, że już trafiła). Jednakże Chiny, to też wiadomo, nie dopuściły do rozwiązani NLD, bo i takie zakusy generałów już były. Rosja z kolei zamieniła się w głównego dostawcę broni dla Mjanmy, wysyła tam, nawet teraz, najwięcej turystów, a po zamachu już dwukrotnie przyjęła u siebie generała Mint Aung Hlainga, raz nawet nadając mu doktorat honoris causa jakiejś mniej znaczącej uczelni.

Jest jeszcze Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), którego Mjanma (od 1999 r.) jest członkiem. Ono jednak trzyma się utartej zasady niemieszania się w sprawy wewnętrzne państw członkowskich. I w żaden sposób nie potrafi wyjść z tego impasu, nawet w tak tragicznych okolicznościach.

Czytaj więcej

Prof. Bogdan Góralczyk: Urodzinowy proces Aung San Suu Kyi

I tak koło się zamyka. Ludzie w Mjanmie cierpią i giną, tysiące osób (nie mówiąc o wygnanej wcześniej z kraju mniejszości Rohingya) utraciły domostwa i zmieniły status – na „displaced people”, w terminologii ONZ: przesiedleńcy lub wygnańcy.

Nie wierzmy dyktatorom

A junta nie tylko otwiera nowe pagody, ale też właśnie przedłużyła specjalne pełnomocnictwa dla siebie na kolejne pół roku. Armia, zwana Tatmadaw, może nadal palić i pacyfikować wioski oraz walczyć z partyzantkami, a niepokornych wsadzać do więzień. Świat zajęty swoimi sprawami i problemami milczy i problemu nie widzi, a ONZ raz jeszcze udowadnia, że jest Organizacją Narodów Zagubionych.

I jeszcze jedno: nie wierzmy dyktatorom, plotkom, spekulacjom i pogłoskom, liczą się fakty. A te w tym akurat przypadku brzmią: mamy przemoc, chaos i nagą siłę narzucającą brutalnie swą wolę buntującemu się społeczeństwu. 

Autor

Bogdan Góralczyk

Politolog i sinolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Był ambasadorem w Związku Mjanmy, często tam jeździł, jest autorem tomu „Złota ziemia roni łzy” (2021)

Zdumiewające. Związek Mjanmy, dawna Birma, kraj ponaddwukrotnie większy od Polski, praktycznie nie zwraca niczyjej uwagi. W ostatnich kilkunastu dniach zrobiło się o nim jednak głośniej, bo pojawiły się pogłoski, że brutalna junta generała Min Aung Hlainga, która 2 lutego 2021 r. obaliła demokratycznie wybrane władze, skorzysta z prawa do amnestii i nie tyle wypuści z więzienia, ile przeniesie do aresztu domowego noblistkę, tak naprawdę chyba jedyną Birmankę znaną na świecie, Aung San Suu Kyi (ASSK). A wraz z nią podobny los spotka prezydenta państwa z nadania Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD), Win Myinta. Spekulowano, że ulegnie też zmianie los wielu innych więźniów siedzących za kratami po wojskowym zamachu.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki