Artur Ilgner: Żagiew Joe Bidena - glosa do komentarzy

O wizycie prezydenta USA w Warszawie napisano i powiedziano już wszystko. Moim zdaniem - prawie wszystko. I dlatego pozwalam sobie wtrącić swoje "dwa grosze".

Publikacja: 29.03.2022 12:26

Joe Biden

Joe Biden

Foto: AFP

Bo poza oczywistą manifestacją swojego poparcia dla walczącej Ukrainy, pokazaniem światu, że w przeciwieństwie do Donalda Trumpa, rozumie znaczenie Europy i chce dopomóc państwom demokratycznym rozchwianym wewnętrznymi sprzecznościami, poza nieskrywaną sympatią dla Polski i Polaków, wzmocnieniem wschodniej granicy NATO, Joe Biden pokazał coś znacznie więcej: że politykę można i należy traktować jako instrument strojony wartościami etycznymi i humanitarnymi dla dobra człowieka i świata, nie interesem politycznym własnej partii, czy hegemonii narodu któremu się przewodzi.

To kontra do uklepanego przekonania, że polityka opiera się na matactwach i kłamstwach, że można oszukiwać, zdradzać, zmieniać sojuszników, byleby osiągnąć zamierzone cele. To kontra dla makiawelizmu. Poczynań despotów i dyktatorów, którzy zawsze byli, są i będą. W każdym systemie społecznym i politycznym.

Udowodnił też Biden swoim przemówieniem, że istnieją granice tzw. języka dyplomatycznego. Że nastaje taki moment, gdy wszelkie ceregiele i "układności" należy wyrzucić do kosza i mówić wprost. Ostrymi słowami. Gdy polityk niezwykle doświadczony, o nienagannej stylistyce swoich wypowiedzi, wzywa publicznie naród rosyjski do pozbycia się psychopaty, gdy mówi to przywódca najsilniejszego mocarstwa na świecie, to ma to niespotykane we współczesnej historii znaczenie. Zwielokrotnione - zważywszy, że dopiero co straszył Putin świat okrętami podwodnymi z 500 pociskami nuklearnymi, hipersonicznymi pociskami sterującymi (których notabene użył już w Ukrainie), nowoczesną technologią wojskową.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Biden mobilizuje w Warszawie demokratyczny świat przeciw Kremlowi

Zatem, jeśli tak doświadczony i wyważony polityk nazywa prezydenta nuklearnego mocarstwa "rzeźnikiem", i "kłamcą", to świadczy o tym, że za nic ma groźne pomruki niedźwiedzia i wsadza żarzącą się żagiew w jego pysk. A trzeba pamiętać, że nie przegania się niedźwiedzia z lasu scyzorykiem i procą. Amerykanie zapewne dysponują technologią militarną o jakiej Putinowi się nie śniło, i nie obawiają się ataku z jego strony.

Komentarze doradców Bidena, łagodzące tę wypowiedź, nie mają większego znaczenia. Prezydent Stanów Zjednoczonych wie, co chciał powiedzieć i dlaczego. To nie upust emocji ( "mordy zdradzieckie"), a zdecydowany sprzeciw przeciwko ludobójstwu, jakie stosują Rosjanie.

Jestem głęboko przekonany, że Amerykanie zawarli tajny pakt z Chińczykami i nie straszne im pozorne wsparcie Azjatów, na jakie liczy Putin

Jest jeszcze drugi powód, i dziwię się, że bardziej ode mnie doświadczeni, o większej wiedzy politycznej komentatorzy tego nie dostrzegli. Nie od dziś wiadomo, że ważne sojusze i zbratania nie lubią świateł reflektorów. Wszystko dzieje się po cichu, "pod stołem". Jestem głęboko przekonany, że Amerykanie zawarli tajny pakt z Chińczykami i nie straszne im pozorne wsparcie Azjatów, na jakie liczy Putin. Chińczycy dobrze wiedzą z kim trzymać, które państwo jest pierwszą gospodarczą potęgą na świecie. Jedno z ich powiedzeń mówi: "Nie walcz z wrogiem. Usiądź na brzegu rzeki i poczekaj aż jego trup spłynie nurtem". I myślę, że tak właśnie działają. Owszem, rozmawiali z Putinem, coś tam uzgodnili, lecz dobrze wiedzą, że po ataku na Ukrainę, Rosja w najlepszym dla niej scenariuszu będzie przez dekady pełzać na kolanach. Nawet, gdy zmieni się wierchuszka. Zatem spokojnie poczekają aż uzależni się od nich przede wszystkim gospodarczo. Siedzą i patrzą na rzekę. I Joe Biden dobrze o tym wie.

Bo poza oczywistą manifestacją swojego poparcia dla walczącej Ukrainy, pokazaniem światu, że w przeciwieństwie do Donalda Trumpa, rozumie znaczenie Europy i chce dopomóc państwom demokratycznym rozchwianym wewnętrznymi sprzecznościami, poza nieskrywaną sympatią dla Polski i Polaków, wzmocnieniem wschodniej granicy NATO, Joe Biden pokazał coś znacznie więcej: że politykę można i należy traktować jako instrument strojony wartościami etycznymi i humanitarnymi dla dobra człowieka i świata, nie interesem politycznym własnej partii, czy hegemonii narodu któremu się przewodzi.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki