Paradoks polega na tym, że reżim Łukaszenki jest całkowicie zależny od Kremla, w wojnie Rosji z Ukrainą jest faktycznie nazywany współagresorem, ale wciąż udaje się mu wyjść z sytuacji obronną ręką. Sankcje wobec Rosji, nałożone na nią za rozpętanie wojny z Ukrainą, niszczą jej gospodarkę. Rosja znalazła się u progu niewypłacalności (rating Rosji to dziś CCC). Mało tego - w rzeczywistości Rosja zadeklarowała już techniczną niewypłacalność (przykładem jest dekret o możliwości regulowania długów w rublach rosyjskich w relacjach z „nieprzyjaznymi krajami”, co jest rażącym naruszeniem zobowiązań dłużniczych). Na horyzoncie widać już nieuniknioną niewypłacalność kraju.
W zaistniałej sytuacji prawdopodobieństwo dalszego wsparcia kredytowego Białorusi przez Rosję jest niewielkie, a z drugiej strony, przy braku analogicznych sankcji wobec Białorusi, tworzy w tym drugim kraju szarą strefę offshore, dzięki czemu reżim Łukaszenki może liczyć na znacznie korzystniejsze warunki niż Rosja i aktywnie zarabiać, podczas gdy Rosja będzie coraz bardziej ześlizguje się w otchłań.
Czytaj więcej
Moskwa ma w najbliższym czasie dostarczyć Białorusi „najnowocześniejszy sprzęt wojskowy” - zapowiedziano po rozmowach Władimira Putina z Aleksandrem Łukaszenką.
W efekcie Łukaszenka, były pożyteczny idiota Putina, teraz zamienia się z nim miejscami. I podczas gdy Rosja przyjmuje na siebie cały ciężar sankcji, Białoruś dotykają one tylko pośrednio. I to jest największy błąd zachodnich rządów nakładających sankcje za agresję na Ukrainę. Niezastosowanie wobec Białorusi sankcji identycznych z tymi, przyjętymi wobec Rosji, stwarza niezwykle korzystną sytuację dla Łukaszenki: Białoruś nadal udostępnia Rosji swoje terytorium dla operacji militarnych przeciwko Ukrainie i tym samym „spłaca” swoje wcześniejsze długi wobec Kremla. Co więcej, jednocześnie zdobywa możliwości utrzymania się na powierzchni, zdobywając status "państwa offshore".