Choroby kardiologiczne można dziś w Polsce nazwać prawdziwą pandemią: odpowiadają za 35 proc. wszystkich zgonów. Dlaczego statystyki są tak alarmujące? Powodem są złe nawyki żywieniowe, niestosowanie się do zaleceń lekarskich i ograniczony dostęp do koordynowanej opieki kardiologicznej.
Co trzeci Polak umiera na schorzenia kardiologiczne. W tym aż 85 proc. przypadków – z powodu choroby miażdżycowej układu krążenia, jak wskazuje raport „Występowanie, leczenie i prewencja wtórna zawałów serca w Polsce”, oparty na danych Narodowej Bazy Danych Zawałów Serca. Rośnie także liczba osób chorych na niewydolność serca. Liczba hospitalizacji wzrosła o 43% w ciągu ostatnich pięciu lat, osiągając najwyższy wskaźnik częstości pośród krajów OECD – ponad 2,5 razy częściej w Polsce pacjenci są hospitalizowani z powodu niewydolności serca niż średnia OECD, co wskazuje na najgorsze rokowanie pacjentów. Nic dziwnego, że Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne określa Polskę mianem kraju o wysokim ryzyku sercowo-naczyniowym.
Dlaczego choroby układu krążenia tak licznie występują w polskim społeczeństwie? Z pewnością możemy wskazać na medyczne przyczyny, które prowadzą do ich rozwoju, ale najważniejsze jest przeciwdziałanie skutkom, monitorowanie stanu zdrowia pacjentów z grup ryzyka i koordynowanie wysiłków lekarzy specjalistów.
Niekonsekwentna terapia
Kolejnym powodem, dla którego choroby układu krążenia zbierają nad Wisłą tak duże żniwo, jest podejście pacjentów do procesu leczenia. Niestety, przebyty zawał nie zawsze gwarantuje, że pacjenci we właściwy sposób zajmą się swoim stanem zdrowia. Powodem są trudności w zmienianiu nawyków żywieniowych, które mają kluczowe znaczenie w walce z tego rodzaju chorobami. Dane są bardzo alarmujące, co trzeci pacjent po zawale nie przeżyje kolejnych trzech lat, a co piąty – w ciągu roku od przebytego zawału doświadcza go ponownie. Szacuje się, że nawet połowa pacjentów w ciągu roku po zawale przestaje stosować się do zaleceń lekarza. Zwłaszcza problematyczne jest kontrolowanie poziomu cholesterolu LDL, czyli tzw. złego cholesterolu, który odpowiada za rozwój chorób sercowych. Choroby takie jak miażdżyca są szczególnie trudne do pokonania, ponieważ rozwijają się latami, co sprawia, że pacjenci muszą regularnie badać poziom cholesterolu LDL.
Jednak wciąż jest to problem w polskim społeczeństwie. Często jest też niestety tak, że badać idziemy się dopiero, jak coś nas boli, a jak wiadomo, wysokie stężenie cholesterolu „nie boli”. Skutki są takie, że ponad połowa Polaków ma podwyższone stężenie „złego cholesterolu”, ale mało kto jest świadomy konsekwencji. W przypadku pacjentów po zawale odpowiedni poziom cholesterolu LDL osiąga jedynie 17 proc. Polaków. Narażeni są przede wszystkim pacjenci po zawałach i udarach mózgu, którzy wymagają szczególnej opieki.