105 aptek zgłosiło się do wykonywania testów antygenowych na NFZ do czwartkowego popołudnia – poinformowało Ministerstwo Zdrowia. Rano minister Adam Niedzielski informował, że wymazy wykonują 64 apteki w Polsce (m.in. 7 w Krakowie, 3 w Warszawie i 4 we Włocławku), a 19 kolejnych zgłosiło chęć zostania punktem wymazowym. Mimo to wpis ministra zdrowia wywołał lawinę drwiących komentarzy, bo 64 punkty na ponad 13 tys. aptek to niewiele.
Wiele aptek, które rozpoczęły testowanie w „godzinie zero”, to placówki działające w szpitalach i dysponujące wystarczającą powierzchnią na oddzielne pomieszczenie do testowania. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” farmaceuci przyznają, że wymagania, jakie narzuciło na nich Ministerstwo Zdrowia, są w wielu wypadkach nie do spełnienia – w małym lokalu apteki indywidualnej trudno wydzielić osobne pomieszczenie, a jeśli już się to zrobi, bardziej opłaca się szczepić, niż testować. To może tłumaczyć skromną liczbę punktów wymazowych w aptekach, choć wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Marek Tomków uważa, że sto punktów uruchomionych w trzy dni to sukces, a kolejnych przybywać będzie z dnia na dzień.
Czytaj więcej
Na starcie programu mamy 64 apteki, w których można wykonać test antygenowy. Kolejne 19 przesłało dokumenty zgłoszeniowe - poinformował minister zdrowia, Adam Niedzielski.
– Nie ma co jednak liczyć na to, że test będzie można zrobić w każdej aptece, bo wtedy w Warszawie byłoby np. 700 punktów wymazowych w aptekach, znacznie powyżej potrzeb – tłumaczy.
Wśród pacjentów chcących przetestować się w aptece są trzy grupy: przekonani, że w aptece dostaną darmowy test do domu, chcący się przetestować, ale rezygnujący, gdy okazuje się, że wynik jest wpisywany do systemu, a rezultat pozytywny oznacza izolację, oraz ci, którzy znają zasady. Plusem testu w aptece jest to, że można się mu poddać bez skierowania.