To nie jest tak, że lekarze mają być bohaterami z nadania. Jednak jest duża doza zaufania społecznego do lekarzy. Jeżeli mamy reanimację na ulicy, np. osoby bezdomnej, to nie zastanawiamy się, czy ten człowiek jest zakażony czy nie, tylko ratujemy mu życie. Kiedy po studiach razem z żoną pojechaliśmy do „umieralni" Matki Teresy w Kalkucie, stykaliśmy się z przeróżnymi chorobami zakaźnymi, choćby trądem. Nie zastanawialiśmy się, czy możemy się zakazić. Trudno mówić, że ratowanie z narażeniem własnego życia to obowiązek. Ale istnieje poczucie, że zawód lekarza, pielęgniarki czy ratownika jest wyjątkowy. To trochę jak z ratownikiem GOPR, który wie, że może go przysypać lawina. Gdy wybieramy tę drogę życiową, mamy z tyłu głowy, że coś nam się może stać. Dlatego priorytetem są szpitale zakaźne z najlepszym sprzętem. Dziś bardzo ważna jest zasada „chronić ratownika".
A jednak „ratownicy", również ze szpitali przekształconych w zakaźne, skarżą się, że nie zapewniono im odpowiedniej ochrony – szef im powiedział, że kombinezon z rezerw rządowych tak naprawdę ich nie ochroni. Skuteczny byłby dopiero kombinezon kosmonauty.
Ależ to jest nieprawda. Przecież do niedawna na oddziałach zakaźnych, gdzie leżą ciężko chorzy, lekarze chodzili w fartuchu, chociaż są tam pacjenci z WZW C, z WZW B, grypą. W kombinezonie najczęściej wchodzi się do pacjenta, który jest wysoce zakaźny. Wspólnie z Agencją Rezerw Materiałowych na bieżąco wysyłamy środki ochrony osobistej do szpitali zakaźnych. Tylko w tym tygodniu każdy szpital zakaźny otrzymał po tysiąc sztuk masek i tysiąc sztuk kombinezonów. Taki sam sprzęt trafia do stacji ratownictwa medycznego.
Lekarze ze szpitala zakaźnego mówią, że w kombinezonie trudno wytrzymać, również psychicznie, dlatego chodzą w nim tylko trzy godziny, a potem na oddziale zmienia ich inny człowiek w kombinezonie.
Owszem, najwyższej klasy kombinezon chroniący przed skażeniem biologicznym czy chemicznym jest niewygodny, ale zdejmowanie go po trzech godzinach to błąd w sztuce. Po pierwsze dlatego, że zmiana kombinezonu jest ryzykiem dla personelu. We Włoszech do zakażenia personelu najczęściej dochodziło podczas zmiany kombinezonu, do której potrzeba dwóch osób. Najlepiej go włożyć i zmieniać tylko rękawiczki do każdego pacjenta. Jak słyszę, że któraś izba przyjęć zużywa 100 kombinezonów na dobę, to mi włos na głowie staje. Konsultant krajowy ds. chorób zakaźnych prof. Andrzej Horban mówi, że na jednego pacjenta z Covid-19 powinniśmy dziennie zużyć pięć do dziesięciu kombinezonów.