Karetki na podjeździe do szpitala i zgony z powodu braku wolnych łóżek w szpitalach – zaledwie w ciągu kilku dni doniesienia z frontu walki z koronawirusem zaczęły przypominać te z północnych Włoch. W sobotę lokalny portal egarwolin.pl informował o śmierci na Covid-19 kierowcy karetki, dla którego nie było miejsca w szpitalach zakaźnych. A – jak ostrzegają lekarze – będzie jeszcze gorzej, bo część łóżek zabezpieczonych przez resort zdrowia zapewnia pomoc chorym tylko w teorii.
Na pierwszym poziomie znajdują się szpitale powiatowe z izolatkami i oddziałami obserwacyjnymi, na drugim – szpitale wojewódzkie zakaźne i z oddziałami zakaźnymi, a na trzecim – szpitale wieolspejcjalistyczne. W październiku decyzjami wojewodów powstało 16 dodatkowych szpitali koordynacyjnych. Dziś, według oficjalnych statystyk, szpitale dysponują 14,7 tys. łóżek covidowych, z czego w niedzielę zajętych było blisko 8,1 tys. Tyle statystyki.
– W rzeczywistości duża część tych łóżek tylko udaje specjalistyczną pomoc dla chorych, szczególnie w szpitalach na II poziomie. Nie tylko ze względu na brak leków, ale wykwalifikowanego personelu – mówi dr Piotr Watoła, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). – Zamieniono w nie oddziały zakaźne bądź internistyczne, które wcześniej nie zajmowały się respiratoroterapią czy tlenoterapią wysokoprzepływową. Lekarze z tych oddziałów mówią otwarcie, że jeśli będą musieli podłączyć kogoś do sprzętu, nie będą wiedzieli, jak to zrobić. Szczególnie jeśli chodzi o podłączanie do respiratora, które wymaga wiedzy i doświadczenia – zwraca uwagę dr Watoła.
Czytaj także:
Koronawirus: od soboty 17 października nowe obostrzenia - pełna lista