Polacy projektują i programują gry, które dobrze sprzedają się na świecie?
Oczywiście. Polska branża gier to nasze dobro eksportowe, a sprzedajemy je w wielu krajach na całym świecie. Ja obserwuję to na bieżąco. Mówiąc o innowacji całego rynku, myślę o modelu, który sami stosujemy. Dzięki temu uniknęliśmy pułapki, w którą wpada wiele firm, inwestujących miliony, a niekiedy dziesiątki lub nawet setki milionów w wysokonakładowe gry, czyli w praktyce hollywoodzkie produkcje – nie wiedząc przy tym, czy te nakłady się zwrócą.
Jako członek kapituły konkursu „Rzeczpospolitej” dla młodych wynalazców, jak ocenia pan poziom polskich kadr?
Polska słynie ze swoich talentów: wybitnie zdolnych matematyków – jak choćby Wojciech Zaremba, współzałożyciel Open AI, informatyków, inżynierów i przedsiębiorców. Mamy wiele bardzo dobrych, cenionych na świecie firm z branży gamingowej, takich jak choćby CD Project, PlayWay czy Techland, w którego zainwestował chiński branżowy gigant Tencent. Mamy też dostęp do top talentu, i bardziej opłaca się zatrudnienie naszych świetnie wykształconych specjalistów niż tych ze Stanów czy Europy Zachodniej, co stanowi ich przewagę. Bo nawet jeśli nie są tańsi, to są po prostu lepsi, a do tego często bardziej im zależy. Są również bardziej „hungry & determined” – a dla inwestorów to ważny aspekt. Ci ze Stanów czy z Azji dostrzegają potencjał w polskiej branży, bo wiedzą, że zdolny i zmotywowany zespół – stworzywszy dobra grę i mając dobre IP – może później monetyzować je przez lata na wiele sposobów i na różnych platformach. Oraz tworzyć sequele, DLCs i nowe IP.
Czytaj więcej
Inżynierowie wychodzący z wiodących polskich politechnik nie powinni mieć jakichkolwiek kompleksów przy swoich kolegach po fachu, np. po amerykańskiej MIT – uważa dr inż. Paweł Stężycki, dyrektor Sieci Badawczej Łukasiewicz – Instytutu Lotnictwa.