Tak wynika z odpowiedzi Stanisława Szweda, sekretarza stanu w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej, na interpelację poseł Aleksandry Gajewskiej z KO.
Dla kogo prawo
Matczyne emerytury wprowadziła ustawa o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym (tekst jedn. DzU z 2022 r., poz. 1051), która weszła w życie 1 marca 2019 r. Przypomnijmy, że ma zapewnić środki utrzymania osobom, które zrezygnowały z zatrudnienia, aby wychowywać dzieci, lub z tego powodu w ogóle go nie podjęły. O wsparcie może się ubiegać matka po ukończeniu 60. roku życia, która urodziła i wychowała (bądź tylko wychowała) co najmniej czworo dzieci. Taka sama pomoc przysługuje mającemu 65 lat ojcu, który wychowywał dzieci po śmierci ich matki, po porzuceniu przez nią rodziny lub gdy długotrwale zaprzestała ona wychowywać potomstwo. Aby otrzymać świadczenie, wnioskodawca musi mieszkać w Polsce i mieć tutaj ośrodek interesów życiowych co najmniej przez dziesięć lat oraz rozliczać się u nas z fiskusem. Pomoc jest wypłacana rodzicom, którzy nie mają pieniędzy na utrzymanie. Wsparcie przysługuje w wysokości najniższej emerytury (obecnie 1588,44 zł). Gdy natomiast osoba zainteresowana pobiera już świadczenie z ZUS lub KRUS, lecz jest ono mniejsze, zostaje podwyższone do kwoty najniższej emerytury.
Czytaj więcej
Od 1 marca br. można ubiegać się o świadczenie zwane potocznie „emeryturą mama 4 plus". Kwota 1100 zł miesięcznie ma przysługiwać osobom, które z powodu opieki nad dziećmi nie miały szans wypracować stażu emerytalnego.
Okazuje się, że matczyne emerytury nie są szczególnie popularne. Jak wynika z odpowiedzi wiceministra rodziny i polityki społecznej Stanisława Szweda, od 1 marca 2019 r. do 31 marca 2023 r. świadczenie to przyznano mniej więcej 73 tys. osobom, a wydatki na ten cel wyniosły ok. 1,9 mld zł. To niewiele, biorąc pod uwagę, że emerytury tylko z systemu powszechnego (ZUS) w marcu 2022 r. pobierało ponad 6 mln osób. Dzieje się tak, choć resort rodziny twierdzi, że podjęto wiele działań o charakterze informacyjnym w związku z wejściem w życie przepisów w tym zakresie.
Winne są przepisy
Takimi danymi nie jest z kolei zaskoczony dr Tomasz Lasocki z WPiA UW.