20 lat temu kapitan Didier Deschamps prowadził Francję do wygranej w mundialu, a potem na Euro. Teraz, już jako trener, jest na dobrej drodze, by powtórzyć tamten sukces. Nie brak głosów, że każde inne miejsce niż pierwsze będzie dla Trójkolorowych porażką.
Deschamps ma skład, który pozwala marzyć o rzeczach wielkich. Gdziekolwiek spojrzeć, tam gwiazda europejskiego futbolu. W bramce Hugo Lloris, w obronie Benjamin Pavard i Lucas Hernandez, w pomocy Paul Pogba, Kingsley Coman i N'Golo Kante, w ataku Kylian Mbappe i Antoine Griezmann. Selekcjoner przeprosił się nawet z Karimem Benzemą, co jeszcze niedawno wydawało się mniej prawdopodobne niż odebranie we Francji piłkarskiej władzy Paris Saint-Germain.
Napastnik Realu miał już nigdy u Deschampsa nie zagrać. A przynajmniej do czasu ogłoszenia wyroku w sprawie szantażowania kolegi z kadry Mathieu Valbueny opublikowaniem jego sekstaśmy. Przez prawie sześć lat trener wykazywał się konsekwencją i grzesznika nie powoływał, nawet gdy w Madrycie zaczął przeżywać renesans formy. Ale kibice i eksperci coraz głośniej domagali się powrotu Benzemy, aż wreszcie Deschamps uznał, że synowi marnotrawnemu warto by dać drugą szansę.
– Długo nad tym myślałem. Moją decyzję poprzedziło spotkanie z Karimem. Nie zdradzę, o czym rozmawialiśmy, niech to zostanie między nami, ale potrzebowaliśmy tego spotkania. Cieszę się, że jest z nami, bo zwiększy rywalizację w drużynie. Jest innym graczem niż kiedyś, dojrzalszym, może być liderem – przekonuje Deschamps.
Nie popaść w samozachwyt
Tercet Benzema – Griezmann – Mbappe może być postrachem każdej obrony, choć snajper Realu w pierwszym meczu po powrocie do kadry (3:0 z Walią) nie wykorzystał rzutu karnego. – Mamy ogromną siłę, teraz tylko musimy to udowodnić – mówi Benzema, ale Pogba przestrzega przed nadmierną pewnością siebie. – Wysokie ego może nas zabić.