Rzeczpospolita: Szef MSWiA Joachim Brudziński powiedział w Sejmie, że „jeśli rząd PiS ma flirt z nacjonalistami, to PO miało romans". Zgadza się pan z tą tezą?
Jerzy Kozdroń: To nie nam sprzyjali nacjonaliści, to nie z naszym błogosławieństwem odbywają się Marsze Niepodległości, to nie my broniliśmy kiboli. Wreszcie to nie my składaliśmy za nich poręczenia w prokuraturze i sądzie, by uniknęli aresztowania. Przypomnę tylko, co działo się w sprawie słynnego przywódcy kibiców Legii Warszawa. Zrzucanie odpowiedzialności na PO to stary numer polegający na tym, że złodziej krzyczy „łapać złodzieja".
Może jednak rząd PO mógł zrobić coś więcej? W 2013 roku ówczesny szef MSW rzucił do skinheadów słynne „idziemy po was". Doszło co prawda później do zatrzymań w Białymstoku, ale problemu to nie rozwiązało.
Tamte słowa odebrałem jako element PR. Minister Bartłomiej Sienkiewicz chciał z jednej strony zyskać chwilową sławę, a z drugiej – postraszyć to środowisko. Prokuratura wzięła się do pracy, ale trudność przy ściganiu czynów związanych z faszyzmem polega na tym, że nie zawsze wypełniają one znamiona przestępstwa.
Czy dziś skrajne grupy są już zagrożeniem?