Minęło 25 lat od ludobójstwa w Rwandzie, które rozpoczęło się dokładnie 7 kwietnia 1994 roku i trwało 100 dni. Czy w trakcie ostatniego ćwierćwiecza udało się osądzić odpowiedzialnych za doprowadzenie do tamtych masowych zbrodni?
Za winnych uznano ówczesne władze. To byli członkowie frakcji radykalnych Hutu, którzy zaplanowali tę zbrodnię, przeprowadzili ją i słusznie zostali uznani za winnych. Do tej pory natomiast nie ustalono, kto zestrzelił samolot nad Kigali z prezydentami Rwandy i Burundi na pokładzie. Śmierć obu polityków posłużyła fanatykom Hutu za pretekst do rozpoczęcia mordów na Tutsi.
Jak narastał ten konflikt pomiędzy Hutu a Tutsi?
Zanim ta część Afryki stała się kolonią niemiecką, a później belgijską, Hutu i Tutsi żyli ze sobą w podziale na warstwy społeczne. Tutsi jako pasterze, wojownicy, przywódcy, a Hutu jako rolnicy. Pod koniec lat 50. XX wieku o niepodległość Rwandy walczyli zatem głównie przywódcy – czyli Tutsi. Belgowie, żeby ukarać ich bunt, na początku lat 60. wsparli politycznie Hutu. Ci przeprowadzili chłopską rewolucję, zamordowali przywódców i przejęli władzę. Rwanda u zarania swojej niepodległości została więc skażona grzechem zbrodni etnicznej, noszącej już wtedy – podejrzewam – znamiona zbrodni ludobójstwa. Wielu Tutsich uciekło do sąsiedniej Ugandy, a na przełomie lat 80. i 90. zorganizowało partyzantkę i zaczęło walkę zbrojną na terytorium Rwandy. Wtedy właśnie pojawili się ekstremiści Hutu, którzy w partyzantce Tutsich widzieli zagrożenie, które należy ostatecznie rozwiązać.
W 1994 roku zginęło w ten sposób milion ludzi, większość Tutsi, ale też wielu Hutu w czasie późniejszego odwetu. Jak społeczeństwo poradziło sobie z pamięcią o tej tragedii?