Paweł Wiącek – tak się nazywa najważniejsza obecnie osoba w partii Wolni i Solidarni. Nie jest jednak politykiem, lecz kuratorem sądowym. W listopadzie ubiegłego roku ustanowił go dla tego ugrupowania Sąd Okręgowy w Warszawie. Oznacza to w praktyce koniec partii, której założycielem i przewodniczącym był zmarły we wrześniu Kornel Morawiecki, legendarny opozycjonista i ojciec premiera Mateusza Morawieckiego.
W ubiegłej kadencji partia była istotnym elementem układu rządzącego, choć powstała nieco przypadkowo. Wszystko zaczęło się w kwietniu 2016 roku, gdy ówczesna posłanka Kukiz'15 Małgorzata Zwiercan zagłosowała w Sejmie na dwie ręce, oddając też głos za nieobecnego na sali Kornela Morawieckiego.
Została za to usunięta z klubu, a wraz z nią odeszli inni posłowie Kukiz'15: Morawiecki i Ireneusz Zyska. Morawiecki zadeklarował rejestrację partii, a sejmowe koło zasilili kolejni byli posłowie Kukiz'15: Sylwester Chruszcz, Adam Andruszkiewicz i Jarosław Porwich.
W apogeum swojej świetności Wolni i Solidarni zapewniali znaczące wsparcie w głosowaniach Prawu i Sprawiedliwości, posiadającemu kruchą przewagę na sali obrad. Rozrastały się też struktury lokalne, szczególnie na początku 2018 roku.
Sytuacja zaczęła się psuć w okolicach wyborów samorządowych jesienią 2018 roku. Wtedy wyszło na jaw, że przedstawiciele ugrupowania próbowali zarejestrować listę wyborczą z podpisami zmarłych osób. W wyborach do sejmików partia zdobyła zaledwie 0,78 proc. poparcia.