Nie fiatem, lancią czy alfa romeo, ale volkswagenem wyjeżdżał we wtorek w południe z Pałacu Kwirynalskiego szef rządu: jeszcze jeden sygnał kryzysu, w jakim pogrążony jest kraj. Chwilę wcześniej Conte złożył na ręce 79-letniego prezydenta Sergio Mattarelli dymisję. Jego drugi gabinet (pierwszy miał mieszane barwy prawicowo-lewicowe) przetrwał 15 miesięcy: całkiem niezły wynik w kraju, który od 1946 r. średnio prawie co roku ma nowy rząd. Republika w obawie przed przejęciem władzy przez nowego Mussoliniego zbudowała po wojnie słabą władzę wykonawczą, a gdy okazało się to szkodliwe, nigdy już nie doczekała się swojego De Gaulle'a i przebudowy ustroju na wzór francuskiej V Republiki.
Ale to nie są normalne czasy. Włosi opłakują 85 tys. ofiar pandemii, kraj jest pogrążony w najgłębszej zapaści gospodarczej od wyzwolenia. Stabilność jest na wagę złota. Dlatego z takim niepokojem przyjęto wycofanie dwa tygodnie temu poparcia dla koalicji rządowej niewielkiej partii Italia Viva Matteo Renzi.
– Ruch Contego ma charakter wyprzedzający. Wiedział, że nie zbierze większości w Senacie przed głosowaniem nad reformą sądownictwa w środę. Woli z pozycji tymczasowego premiera zawalczyć o trzeci gabinet – uważa Wolfango Piccoli, wiceprezes londyńskiej firmy konsultingowej Teneo.
Teraz inicjatywa należy jednak do prezydenta. A ten zapowiedział, że wobec wyzwań, przed jakimi stoją Włochy, trzeba zbudować rząd z solidną większością, a nie próbować przeciągnąć kilku posłów opozycji, jak to próbował robić w ostatnich dniach Conte.
Tę ideę już podchwycił Silvio Berlusconi. – Mam pełne zaufanie do mądrości Mattarelli. Staje on zasadniczo przed wyborem: rząd, który zjednoczy cały kraj, albo przedterminowe wybory – uznał 84-letni były premier.