O coraz bardziej realnej perspektywie przedterminowych wyborów mówią konserwatyści z Platformy. Ale także posłowie PSL.
– Ze słynnego już spotkania z Klubem PO w Kancelarii Premiera wyszliśmy w przekonaniu, że Donald wyraźnie prze do przedterminowych wyborów. Bo mało kto sobie chyba wyobraża, by po wyrzuceniu Jarosława Gowina chciał on współpracować z PO, jakby nic się nie stało, i wspierać koalicję, by miała większość. W polityce emocje i ambicje nie są wcale bez znaczenia – opowiada „Rz" jeden z konserwatywnych posłów PO.
Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", taką możliwość miał także zasugerować posłom PSL w ostatni piątek Janusz Piechociński. Miał powiedzieć ludowcom, że nie wyklucza, iż premier szykuje się na przedterminowe wybory. W związku z tym polecił posłom, by jeszcze więcej serca i wysiłku wkładali w pracę w terenie.
– Gdyby Donald Tusk miał dziś możliwość doprowadzenia do wcześniejszych wyborów, pewnie chciałby do tego doprowadzić. Wie, że za dwa lata notowania PO będą słabsze niż dzisiaj, bo dziś spada na nią tylko część odium za sytuację gospodarczą – podkreśla dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW. – Dzisiaj także PO wciąż ma zdolność koalicyjną i byłaby w stanie sprawować władzę. Tyle że dziś nikt poza premierem nie ma interesu w tym, by organizować wcześniejsze wybory. Zwłaszcza działacze miejsc na listach. Parcie do wyborów może dla Tuska zakończyć się jeszcze większym buntem w partii – dodaje ekspert.
Sami ludowcy dość spokojnie i bez emocji podchodzą do problemów koalicjanta. – To nie jest nasz problem – powtarzają. Innego zdania jest Eugeniusz Kłopotek, który w niedzielę zadeklarował, że jeśli za sprawy światopoglądowe Tusk wyrzuci Gowina, to on nie widzi dla siebie miejsca w tej koalicji. Inni ludowcy przekonują, że problem mieliby wówczas, gdyby do koalicji zamiast frakcji Gowina dokooptowano lewicę – SLD albo Ruch Palikota. – Na razie to jednak wciąż political fiction – mówi nam jeden z ludowców. – Koalicja raczej nie jest zagrożona – dodaje.