Korespondencja z Nowego Jorku
Znany z gaf językowych i nieprecyzyjnych wypowiedzi Tim Walz w ubiegłym tygodniu powiedział, że „trzeba skończyć z Kolegium Elektorów”. – Potrzebujemy głosowania powszechnego – powiedział kandydat na wiceprezydenta na spotkaniu wyborczym w Kalifornii.
Sztab Kamali Harris skorygował tę wypowiedź, oświadczając, że demokratyczna kandydatka nie ma reformy systemu wyborczego w swojej wyborczej agendzie. – Gubernator Walz wierzy, że każdy głos ma znaczenie w Kolegium Elektorów, i z dumą odwiedza wszystkie stany, by zyskać poparcie wyborców – podał sztab Harris w oświadczeniu. I Walz też się szybko z tej wypowiedzi wycofał.
Czytaj więcej
To była pierwsza debata kandydatów na wiceprezydenta USA - J.D. Vance'a i Tima Walza - i prawdopodobnie ostatnia debata rywali w tych wyborach prezydenckich. Przebiegła w pokojowej atmosferze, a kandydaci skupili się na merytorycznej dyskusji oraz krytykowali oponentów ubiegających się o stanowisko prezydenta, a nie siebie nawzajem.
63 proc. Amerykanów chciałoby zrezygnować z Kolegium Elektorów
Niemniej jednak kandydat na wiceprezydenta wyraził myśl, z którą zgadza się 63 proc. Amerykanów, jak wynika z ogólnokrajowego badania Pew Research Center. To też temat, który powraca w dyskusjach o systemie politycznym w Stanach Zjednoczonych, gdzie o wygranej w wyborach prezydenckich nie decyduje większość oddanych głosów, tak jak w wyborach innych szczebli czy np. w Polsce, ale głosy elektorów.