Prof. Rafał Chwedoruk: Paulina Matysiak nie będzie polską Sahrą Wagenknecht

Z perspektywy pani poseł Pauliny Matysiak start w wyborach prezydenckich – przeciwko koalicji rządzącej i samej Lewicy – może w przyszłości owocować jakimiś ofertami z prawicy, vide pani posłanka Pawłowska - mówi politolog prof. Rafał Chwedoruk.

Publikacja: 07.10.2024 15:02

Prof. Rafał Chwedoruk, politolog

Prof. Rafał Chwedoruk, politolog

Foto: tv.rp.pl

„Rzeczpospolita: Posłanka Paulina Matysiak – zawieszona zarówno w prawach członka klubu Nowej Lewicy, jak i w prawach członka partii – w ubiegłym tygodniu oznajmiła, że „nie wyklucza” startu w wyborach prezydenckich. Czy taki polityczny projekt ma sens? 

Prof. Rafał Chwedoruk: Z perspektywy węższej polityki nie ma to większego sensu i znaczenia. Polskie podziały socjopolityczne są bardzo utrwalone. Różne osie podziałów – ekonomiczna, kulturowa czy przestrzenna, czyli centrum-peryferie – nałożyły się na siebie w ciągu ostatnich dwóch dekad. Wysoka frekwencja pokazuje, że one realnie odzwierciedlają to, co dzieje się w życiu społecznym, a to jest dużo głębsze od podziałów międzypartyjnych. Ktoś, kto chciałby iść wbrew temu, nie ma żadnych szans – nie tylko na zwycięstwo w wyborach, ale i na osiągnięcie rezultatu, który miałby jakiekolwiek znaczenie.

Był na to czas wtedy, kiedy system partyjny w Polsce się dopiero kształtował, mniej więcej między rokiem 2004 a 2015. Po tym czasie tego typu próba pójścia w poprzek podziałów – bo, jak rozumiem, to miałoby być sednem takiej kandydatury – nie ma większego znaczenia. Polska to nie Słowacja, gdzie podziały socjopolityczne idą wedle zupełnie innych osi i tradycyjna lewica współpracuje z bardziej narodowo-konserwatywną prawicą, a konserwatywna prawica współpracuje z liberałami. U nas rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Dla pani Matysiak nie jest to dobra wiadomość. 

Czytaj więcej

Wewnętrzna rekonfiguracja Nowej Lewicy. Co przyniesie?

Kandydatura pani posłanki Matysiak byłaby także kandydaturą w społecznej próżni. Dychotomia powoduje, że na jednym biegunie gromadzą się głównie mieszkańcy mniejszych miejscowości, o bardziej egalitarnych poglądach na kwestie społeczne oraz gospodarcze i neutralni bądź konserwatywni światopoglądowo, a na drugim biegunie nadal znajdują się przede wszystkim mieszkańcy miast – szczególnie dużych – o poglądach z reguły liberalnych światopoglądowo i liberalnych albo niedookreślonych w kwestiach ekonomicznych.

Jeśli teraz, paradoksalnie, spojrzymy na doświadczenie samej pani poseł, to warto zwrócić uwagę, że ona w ostatnich wyborach posłanką została ledwo-ledwo. Kandydując z okręgu nazywanego często sieradzkim została posłanką z relatywnie niskim wynikiem z listy Lewicy tamże. Ale – co najciekawsze w tym wszystkim – najlepsze wyniki osiągała lista Lewicy, a więc i pani poseł, w najbardziej zurbanizowanych miejscach. Najlepszy wynik odnotowano w Pabianicach, które są de iure miastem, ale de facto niemalże dzielnicą Łodzi. Analogicznie było w Zgierzu. Dobry wynik procentowo dotyczył też jej rodzinnego Kutna, także Sieradza, jednym wyjątkiem była Zduńska Wola, ale to miasto zawsze wykazywało tendencję bardzo niskiego poparcia dla Lewicy. Pozostałe obszary – o słabszym poziomie urbanizacji – które są odleglejsze od aglomeracji, cechowało bardzo niskie poparcie dla Lewicy. To najlepiej obrazuje brak miejsca w życiu społecznym dla takiej kandydatury. Ale z perspektywy pani poseł start przeciwko koalicji rządzącej i samej Lewicy może w przyszłości owocować jakimiś ofertami z prawicy, vide pani posłanka Pawłowska. 

Czy pana zdaniem posłanka Matysiak niebawem zostanie wyrzucona z klubu parlamentarnego Lewicy? Dlaczego jeszcze się to nie stało? 

Polityka jest sztuką gry zespołowej. Każdy polityk, który żyje wciąż – jeśli chodzi o starsze pokolenie – latami 90., z reguły już jest byłym politykiem. Można tu wskazać bardzo poważne grono poważnych polityków, którzy powypadali z gry. Jeśli zaś chodzi – tak jak w przypadku pani posłanki Matysiak – o polityków młodszej generacji, to tutaj trudności z grą zespołową powodują pewne cechy generacyjne, ukształtowane w dobie triumfów indywidualizmu i żywiołowego kapitalizmu. To, że pani poseł nie została jeszcze usunięta z klubu, to pochodna dwóch czynników. Subiektywny jest taki, że Lewica jest koalicją dwóch poważnych formacji i kilku mniejszych. A teraz sama partia Razem przeżywa poważne spory wewnętrzne. A przyczyna obiektywna jest taka, że – z całym szacunkiem dla działań pani Matysiak – to nie ma większego znaczenia w polityce. Bo gdyby miało, to z całą pewnością już dawno zostałaby usunięta, by ten temat jak najszybciej zamknąć, a nie utrzymywać go na agendzie debaty publicznej. I to w przeddzień rozstrzygających tygodni dla tego, jak wyglądać będą wybory prezydenckie i kandydatury poszczególnych partii. 

Czytaj więcej

Paulina Matysiak: Lewica nie musi być przyspawana do liberałów

Czy jeśli posłanka Matysiak zostanie wyrzucona z klubu i zdecyduje się na start w wyborach prezydenckich, to będzie zagrożeniem dla ewentualnego kandydata Lewicy?

Nie, nie będzie dla niego stwarzała najmniejszego zagrożenia. Spośród wszystkich elektoratów partyjnych elektorat Lewicy w różnych swoich segmentach wykazuje największy dystans do PiS-u jako partii. W konsekwencji trudno sobie wyobrazić, by ta polityczka była w stanie moderować postawy wyborców, miała do tego instrumenty i społecznie nośne argumenty. Bardzo liczne kręgi najmłodszej generacji wyborców, które napłynęły do Lewicy w ciągu dwóch ostatnich kampanii wyborczych, to osoby, które socjalizowały się w czasie rządów prawicy i tkwią w intuicyjnym oporze wobec wszystkiego, co się z prawicą kojarzy. Natomiast dawni zwolennicy SLD to wyborcy, którzy, ze względów historycznych, zawsze byli przeciwko temu, kto symbolizował prawicę. Dla lewicy – przeżywającej zresztą w skali europejskiej bardzo poważne problemy – ta sytuacja, której lewica w Polsce doświadcza z jedną posłanką, nie jest niczym istotnym. Jeśli ma to na lewicy jakieś znacznie, to tylko takie, że osłabia pozycję partii Razem względem Nowej Lewicy. Bo jednak działania pani poseł Matysiak idą na konto partii Razem, jeśli chodzi o sytuację wewnątrz lewicy. 

Od wielu tygodni napięcia na linii Razem-Nowa Lewica rosną, a politycy Razem coraz bardziej odcinają się od polityki rządu Donalda Tuska. Czy dla lewicy lepiej trwać w koalicji czy się od niej dystansować – właśnie tak jak robi to partia Razem?

Lewica nie jest w tej chwili w położeniu, które dawałoby jej takie możliwości, jakie dawał dawniej zwarty elektorat SLD. Część z tego elektoratu – nawet po kryzysie z pierwszych kilku lat XXI wieku – pozostała lojalna. Nawet mając do wyboru PO czy PSL, dalej głosowała na Lewicę. Był to elektorat bardzo silnie związany z partią – świadomy tego na kogo i dlaczego głosuje. Dziś sytuacja wygląda z inaczej. Lewica w tej chwili, próbując zerwać z rządem, trafiłaby w całkowitą społeczną próżnię. Jedyne reprezentatywne dla rzeczywistości i dające politykom do myślenia badania to są sondaże partyjne, a w nich w dalszym ciągu obóz rządzący zachowuje strategiczną przewagę nad prawicą.

Czytaj więcej

PiS coraz bliżej wyboru Nawrockiego, obrady rządu coraz bardziej na żywo

Wreszcie lewica jest u władzy, co jeszcze kilka lat temu wydawało się niemal utopią dla polityków młodej generacji – to są debiuty, na które ciężko pracowali. Dla wyborców i polityków starszej generacji to jest odzyskanie czegoś, co wydawało się nie do odzyskania, więc takie wyjście z koalicji jest po prostu niemożliwe. Nie sądzę, by liczba chętnych do opuszczenia klubu Lewicy i samodzielnej egzystencji przekraczała zakres od trzech do czterech osób, z których część może zdawać sobie sprawę, że nie wystarczy dla nich miejsc na listach. Albo, tak jak w przypadku pani poseł Matysiak, w sytuacji samodzielnego startu Lewicy, oczywiście koalicyjnej jako całości, powtórzenie mandatu z tego okręgu może być bardzo trudne w sytuacji, w której notowania PO – między innymi kosztem Lewicy – nieco wzrosły. A nawet drobne tąpnięcie w poparciu Lewicy oznaczałoby w tym okołołódzkim okręgu brak mandatu. W tym sensie żadnego wielkiego wstrząsu nie będzie. 

Lewica w tej chwili, próbując zerwać z rządem, trafiłaby w całkowitą społeczną próżnię.

Prof. Rafał Chwedoruk, politolog

Warto w tym momencie przywołać zapomniane dzisiaj kompletnie doświadczenia dwóch lewicowych ugrupowań, których lewicowości nikt nie kwestionował. To jest doświadczenie Unii Pracy, która w 1993 roku – idąc wbrew historycznemu wtedy podziałowi – miała ponad 40 posłów, bo mało kto z prawicy wszedł wtedy do Sejmu, ale dosłownie jednym głosem, na zarządzie partii, zrezygnowała z wejścia do rządu SLD-PSL. Wyborcy nie rozumieli, dlaczego lewicowa partia nie jest w rządzie powszechnie identyfikowanym jako centrolewicowy. W następnych wyborach partia Ryszarda Bugaja nie wróciła już do Sejmu. Drugie doświadczenie – idealnie symetryczne z tym, co widzimy w tej chwili – to sytuacja, w której w 1993 roku w klubie SLD znalazło się koło PPS, które miało trzech posłów. Po kilku miesiącach bytności, i po konflikcie wokół kształtowania budżetu państwa, ci posłowie zostali z klubu usunięci i trafili w kompletną społeczną próżnię. Analogicznie jest w tej chwili. Z tą różnicą, że wtedy poparcie dla lewicy było tak potężne, że można było sobie wyobrazić jakieś próby szukania po obrzeżach elektoratu. W tej chwili to poparcie jest na poziomie – nawet licząc tych wyborców, którzy zamiast na lewicę głosują na PO, mając lewicowe poglądy – dużo niższym. System partyjny jest zupełnie inny, więc poza taktycznymi korzyściami – bardzo doraźnymi i raczej wizerunkowymi – z tego nic więcej dla polskiej polityki wynikać nie będzie. 

Wypchnięcie partii Razem z klubu może Lewicy przynieść korzyści?

Nie sądzę, by Lewica chciała i była zdolna wypchnąć partię Razem z klubu. Osłabiona Lewica wciąż jednak trwa i rząd bez niej nie może istnieć. Natomiast samodzielne próby startu partii Razem w wyborach kończyły się bardzo słabymi wynikami. Nawet wynik Adriana Zandberga, który wprowadził partię Razem na salony, jest nie do powtórzenia dla tej formacji. A do tego, żeby polskie podziały uległy zakłóceniu i stworzyły się jakieś nowe osie w społeczeństwie, droga jest jeszcze bardzo daleka. W tej chwili szczyt możliwości Lewicy to bycie koalicjantem szeroko pojętego obozu liberalno-demokratycznego. Natomiast droga do samodzielności, podmiotowej roli z czasów SLD, musiałaby zająć kilka kadencji. Trudno też sobie wyobrazić, żeby partia, trafiająca w społeczną próżnię, była w stanie przetrwać. Warto zauważyć, że partia Razem zdobyła niewielkie przyczółki samorządowe w ostatnich wyborach, ale są to przyczółki, a nie władza na poziomie samorządowym. Natomiast Lewica – choć jej wynik w wyborach do sejmików był mało imponujący – jednak zachowała bądź odzyskała władzę w ważnych dla jej przetrwania samorządach. A to dla codziennego funkcjonowania każdego ugrupowania jest niezwykle ważne. Trudno sobie wyobrazić istnienie, samodzielny start w wyborach i wejście do Sejmu partii, która miałaby trzech, czterech czy pięcioro posłów i posłanek oraz kilkunastu czy kilkudziesięciu radnych w skali całego kraju i samorządu. 

Czytaj więcej

Estera Flieger: Nauka nie zatrzęsie koalicją, ale środowisko nie odpuszcza

Co mogłoby w tej chwili pomóc Lewicy? 

Lewicy w tej chwili mogłyby pomóc głównie strategiczne błędy ze strony PO, tworzenie różnych nisz, w które mogłaby wchodzić Lewica. Na przykład gdyby w wyborach prezydenckich startował minister Radosław Sikorski zamiast Rafała Trzaskowskiego, siłą rzeczy stworzyłaby się nisza, którą idealnie mogłaby wypełnić kobieca kandydatura pani Biejat czy minister Dziemianowicz-Bąk. Po drugie Lewicy mogłyby pomóc błędy PiS-u, który – chcąc dotrzeć do młodych wyborców – będzie musiał liberalizować swój przekaz, także społeczno-ekonomiczny. Bo młodsze pokolenia wychowane w kapitalizmie mają bardzo rynkowe poglądy, nawet jeśli nie werbalizują tego liberalną ideologią. To z kolei mogłoby wyborców średniego i starszego pokolenia – bardziej oczekujących na ofertę socjalną – stawiać w pewnego rodzaju próżni.

Warto pamiętać, że kiedy ponad dziesięć lat temu zanosiło się na śmierć lewicy, wtedy uratowało ją podniesienie wieku emerytalnego. Gwałtowny sprzeciw SLD wobec tego został zrozumiany przez wyborców, a notowania na jakiś czas poszybowały w górę w kryzysowym dla lewicy momencie. Podobnie jest teraz – wyłącznie błędy wielkich w systemie politycznym mogłyby strategicznie coś zmienić. Do takich błędów i jakichś większych przetasowań w życiu społecznym wcześniej czy później dojdzie – choćby wskutek nieuchronnego kryzysu gospodarczego. Lewica musi po prostu dotrwać w zwarty sposób do takiego czasu i postawić trafną diagnozę.

Czytaj więcej

Lewica szykuje strategię na jesień i 2025 rok. Chce przejść do kontrofensywy

Paulina Matysiak nie będzie polską Sahrą Wagenknecht, gdyż ona w ogromnym stopniu korzysta z kryzysu Die Linke, która postanowiła przestać być tradycyjną obrończynią mieszkańców NRD, a postanowiła zostać bardzo postępową liberalno-zieloną partią, czego olbrzymia część wyborców nie zrozumiała. Na to nakładały się jeszcze wahania SPD, jeśli chodzi o politykę uchodźczą. Na tym Sahra Wagenknecht zbudowała coś z niczego. Ma niewielką partię, ale ma świetne wyniki wyborcze. U nas ta droga jest nie do powtórzenia – polska polityka nie przeżywa bowiem takiego momentu rozedrgania i nie ma takich wstrząsów w życiu społecznym, jakie się dzieją u naszego zachodniego sąsiada. 

„Rzeczpospolita: Posłanka Paulina Matysiak – zawieszona zarówno w prawach członka klubu Nowej Lewicy, jak i w prawach członka partii – w ubiegłym tygodniu oznajmiła, że „nie wyklucza” startu w wyborach prezydenckich. Czy taki polityczny projekt ma sens? 

Prof. Rafał Chwedoruk: Z perspektywy węższej polityki nie ma to większego sensu i znaczenia. Polskie podziały socjopolityczne są bardzo utrwalone. Różne osie podziałów – ekonomiczna, kulturowa czy przestrzenna, czyli centrum-peryferie – nałożyły się na siebie w ciągu ostatnich dwóch dekad. Wysoka frekwencja pokazuje, że one realnie odzwierciedlają to, co dzieje się w życiu społecznym, a to jest dużo głębsze od podziałów międzypartyjnych. Ktoś, kto chciałby iść wbrew temu, nie ma żadnych szans – nie tylko na zwycięstwo w wyborach, ale i na osiągnięcie rezultatu, który miałby jakiekolwiek znaczenie.

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Nieoficjalnie: Karol Nawrocki kandydatem PiS w wyborach. Rzecznik PiS: Decyzja nie zapadła
Polityka
List Mularczyka do Trumpa. Polityk PiS napisał m.in. o reparacjach od Niemiec
Polityka
Zatrzymanie byłego szefa ABW nie tak szybko. Sądowa batalia trwa
Polityka
Sikorski: Zapytałbym Błaszczaka, dlaczego nie znalazł rakiety, która spadła obok mojego domu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Sondaż: Przemysław Czarnek, Karol Nawrocki, Tobiasz Bocheński? Kto ma szansę na najlepszy wynik w wyborach?