Wynik wyborów nie był niespodzianką gdyż Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) prowadziła we wszystkich sondażach. W niedzielę uzyskali najlepszy wynik w swej historii i zdobywając 28,8 proc. głosów, po raz pierwszy stali się największą siłą polityczną.
Mają więc podstawę, aby domagać się od prezydenta Alexandra Van der Bellena, aby to im powierzył misję tworzenia rządu. Ten jednak jest od tego daleki. Już wcześniej oświadczył, że nowy kanclerz musi respektować „filary naszej liberalnej demokracji: rządy prawa, podział władzy, prawa człowieka i mniejszości, niezależne media i członkostwo w UE”. Poglądy Herberta Kickla, lidera FPÖ, nie mieszczą się w tej definicji. Poza tym pozostałe partie, które zdobyły miejsca w Radzie Narodowej, odmawiają współpracy z nacjonalistami dążącymi do osłabienia Unii Europejskiej, wprowadzenia drastycznych przepisów antyimigracyjnych i obarczających Ukrainę winą za tocząca się wojnę, tak samo jak i Rosję.
Kto będzie rządził Austrią? Trwają negocjacje koalicyjne
W tej sytuacji prezydent wzywa do spokoju i cierpliwości, wskazując, że jest sporo czasu na negocjacje koalicyjne. Zajmie to kilka tygodni, a może miesięcy i do tego czasu kanclerzem pozostanie nadal Karl Nehammer z konserwatywnej Austriackiej Partii i Ludowej (ÖVP). Zdobyła w niedzielnych wyborach 26,3 proc. głosów, tracąc 10 punktów procentowych w porównaniu z poprzednimi wyborami. Socjaldemokraci z SPÖ zanotowali niewielkie spadek uzyskując 21,1 proc. głosów. Pozostałe dwa ugrupowania Zieloni i lewicowi liberałowie z partii NEOS uzyskali odpowiednio 8,3 i 9,2 proc.
Czytaj więcej
Niewykluczone, że w wyniku niedzielnych wyborów parlamentarnych w Austrii w rządzie znajdzie się ugrupowanie skrajnej prawicy o ideologii takiej, jaką w Niemczech promuje AfD.