Leonid Wołkow był jednym z najbliższych współpracowników Aleksieja Nawalnego, opozycjonisty, który w lutym zmarł w rosyjskim łagrze. Wołkow mieszka na Litwie i to tam, z grupą współpracowników, prowadzi Fundację na Rzecz Walki z Korupcją (FBK), która po wyprowadzce z Rosji nadal demaskuje skorumpowane rosyjskie elity.
Wołkow został zaatakowany w Wilnie, napastnicy pobili go młotkiem, gdy wjeżdżał do garażu domu, w którym mieszka wraz z rodziną. Litewska policja rozpoczęła dochodzenie, a w Polsce zatrzymano w tej sprawie dwóch mężczyzn, polskich obywateli, którzy są związani ze środowiskami pseudokibiców.
Czytaj więcej
Dwóch napastników, którzy z polecenia Rosji, mieli dokonać napaści na współpracownika Aleksieja Nawalnego zdradziły telefony komórkowe i... polskie słowa - wynika z informacji "Rzeczpospolitej".
„Niedoszły zamachowiec na prezydenta (Wołodymyra) Zełenskiego, Polak, działający w porozumieniu z rosyjskimi służbami – aresztowany 2 dni temu. Białorusin, pracujący dla Rosjan, który zlecił dwóm Polakom zamach na współpracownika Nawalnego – zatrzymany. Zamachowcy też już w areszcie. Powiązani są ze środowiskami kibicowskich ultrasów. To tylko w kwietniu. Dla kolaborantów rosyjskich służb nie będzie żadnej pobłażliwości. Wypalimy żelazem każdą zdradę i próbę destabilizacji” – pisał 19 kwietnia na swoim profilu w X premier Donald Tusk.
Tymczasem w czwartek FBK opublikowało wyniki własnego śledztwa, które wywraca wszystko do góry nogami.