Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Margaritis Schinas, który zajmuje się promowaniem europejskiego stylu życia, odwiedził w poniedziałek Erywań. Tam, w stolicy Armenii, ogłosił rozpoczęcie rozmów pomiędzy władzami ormiańskimi a Brukselą w sprawie ruchu bezwizowego.
Z przedstawicielem KE spotkali się wszyscy najważniejsi politycy w państwie: prezydent, parlamentarzyści, premier i szef dyplomacji. – UE stoi ramię w ramię z Armenią – deklarował pochodzący z Grecji polityk, przebywając w kraju, którego granice wciąż kontrolują rosyjscy pogranicznicy (FSB) i w którym mieści się 102. baza wojskowa, ostatnia twierdza Putina na południowym Kaukazie.
Armenia do UE? Premier Paszynian: to część politycznej agendy
Zbliżenie z UE i rozmowy o ruchu bezwizowym to kolejny krok, który władze Armenii podejmują na drodze ku uniezależnieniu się od Rosji. Zapewne zajmie to kilka lat, ale gdyby doszło do skutku, Armenia dołączyłaby do grona kilku krajów postradzieckich – Ukrainy, Mołdawii i Gruzji (nie licząc należących do Unii państw bałtyckich), których obywatele również podróżują po Europie bez wiz. Najpierw Armenia musiałaby jednak przeprowadzić szereg reform dotyczących bezpieczeństwa wydawanych przez siebie dokumentów podróży, straży granicznej i procedury udzielania azylu.
Czytaj więcej
Rząd w Erywaniu podejmuje kolejne kroki ku zbliżeniu państwa z Zachodem. To jednak może potrwać lata, bo ze wszystkich postradzieckich krajów Armenia uzależniła się od Moskwy najbardziej.
Podczas spotkania z wysłannikiem Brukseli premier Nikol Paszynian poszedł dalej i stwierdził, że w jego kraju „ożywiła się” dyskusja na temat przystąpienia Armenii do UE. - To niełatwe pytanie, ale stało się częścią politycznej agendy Armenii, dlatego trzeba do tego podejść szczegółowo i kompleksowo – mówił.