Najpierw znany deputowanych Dumy, a niegdyś agent rosyjskich służb Andriej Ługowoj (oskarżany o zabójstwo Aleksandra Litwinienki w Wielkiej Brytanii) nakręcił dwa odcinki filmu dokumentalnego o Kazachstanie, w którym sugerował, że najważniejsze państwo w Azji Centralnej „uczestniczy w globalnym spisku antyrosyjskim”.
– Dzisiaj porozmawiamy o Kazachstanie. Państwie, w którym coraz częściej przejawia się rusofobia, w którym trwa kampania dotycząca derusyfikacji i zmieniane są nazwy miast, ulic, a nawet stacji kolejowych – stwierdził Ługowoj.
Kazachstan „będzie następny” po Ukrainie
Niedługo po tym w Kazachstan uderzył inny deputowany Dumy z partii Putina generał Andriej Guruliow. Po ataku ukraińskich dronów na jedną z fabryk w Tatarstanie (produkują tam drony Shahed) parlamentarzysta stwierdził, że Ukraińcy mogli wystrzelić bezzałogowce z pobliskiego terenu północnego Kazachstanu. Mówił, że terenów tych „nikt nie kontroluje” i że jakoby można tam „przewieźć wszystko”. Informacje te błyskawicznie sprostował kazachstański resort obrony, który podobne spekulacje nazwał „próbą dyskredytacji Kazachstanu”.
Ukraińcy mogli wystrzelić bezzałogowce z pobliskiego terenu północnego Kazachstanu
Na tym jednak się nie skończyło. Kilka dni temu w mediach pojawiło się nagranie, na którym słychać głos Guruliowa (jest też członkiem parlamentarnej komisji obrony) mówiącego o tym, że Kazachstan „będzie następny” po Ukrainie i że jakoby odpowiednie decyzje władz „zostały już podjęte”. Guruliow zaprzeczał i oskarżył Ukraińców o podrobienie jego głosu za pomocą sztucznej inteligencji. Przed tym rosyjska rządowa agencja Ria Nowosti, powołując się na własne źródła, stwierdziła, że Astana prowadzi z Kijowem rozmowy w sprawie sprzedaży rosyjskiej broni dla armii ukraińskiej. To też musiały prostować władze Kazachstanu.