Prezydent Andrzej Duda w czwartek przybył do Brukseli, by rozmawiać o bezpieczeństwie z sekretarzem generalnym NATO. To ostatni etap jego międzynarodowej podróży obejmującej wspólnie z premierem Donaldem Tuskiem wcześniejszą wizytę w USA.
Jednocześnie na rodzimym podwórku rozkręca się konflikt dotyczący służby dyplomatycznej. Jeszcze gdy prezydent był w Stanach Zjednoczonych, MSZ poinformowało o chęci odwołania 50 ambasadorów. Pałac Prezydencki zarzuca rządowi łamanie ustaleń i psucie dobrej atmosfery po wspólnej wizycie w Białym Domu.
Jak podał w czwartek portal WP, na liście ambasadorów do odwołania znajduje się też Marek Magierowski, szef polskiej placówki w USA. I jednocześnie jeden z bardzo bliskich ludzi prezydenta.
Czytaj więcej
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podjął decyzję o zakończeniu misji ponad 50 ambasadorów RP. Onet nieoficjalnie ujawnił niektóre nazwiska z listy.
Przedłużony konflikt. Czy ambasadami będą kierować charge d'affairs?
Andrzej Duda jeszcze w USA podkreślał, że w przypadku ambasadorów powołać ich lub odwołać można jedynie decyzją prezydenta. W praktyce Pałac Prezydencki – jak wynika z naszych informacji – już wiele tygodni temu złożył propozycję podziału placówek na „prezydenckie” i „premierowskie”, w zależności od tego, kto w danym kraju sprawuje władzę. Do placówek prezydenckich miała należeć m.in. ta w USA, przy NATO czy ONZ, ale też we Francji. Propozycja miała zostać złożona, ale bez jednoznacznej odpowiedzi ze strony rządowej. Pałac nieoficjalnie wykluczał zgody na „czystkę”.