To nie jest kwestia przepełnionej agendy dyplomatycznej. „New York Times”, który pierwszy ujawnił nieobecność amerykańskiego przywódcy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, podaje, że w tym tygodniu Joe Biden nie planuje żadnej wizyty zagranicznej. Przyjmie prezydenta Angoli, weźmie udział w koncercie w waszyngtońskim Kennedy Center, poleci też do Georgii na uroczystość ku czci niedawno zmarłej żony Jimmy’ego Cartera, Rosalynn. Nic, czego by nie mógł przełożyć, gdyby ochrona środowiska nadal była jego priorytetem.
Porażka umowy paryskiej
Tak jednak już nie jest. Biden był na spotkaniach COP26 i 27 w Glasgow i Kairze w ostatnich dwóch latach, bo powstrzymanie ocieplenia klimatu było wtedy jego priorytetem. W szczególności przeforsował przez Kongres ustawę IRA, która przewiduje przynajmniej 370 mld dolarów subwencji na przyjazne dla środowiska technologie w nadchodzących dziesięciu latach. Zapowiedział też ograniczenie pozwoleń na wydobycie ropy i gazu.
Czytaj więcej
Wielkimi krokami zbliża się konferencja COP28 w Dubaju, na której światowi przywódcy mają pracować nad wspólną strategię w walce ze zmianami klimatu. Szwedzcy i brytyjscy naukowcy zwracają uwagę, że tego typu wydarzenia organizowane są w sposób niesprawiedliwy i faworyzujący wielkie, bogate kraje.
Jednak na niespełna rok przed wyborami prezydenckimi sondaże układają się dla Bidena fatalnie. Spośród sześciu stanów, które zdecydowały o jego zwycięstwie w 2020 roku, w pięciu zanotowano zdecydowaną przewagę Donalda Trumpa. W szczególności od obecnego prezydenta odchodzą młodzi oraz kolorowi. Na gwałt musi więc szukać sposobów na odczuwalną poprawę poziomu życia Amerykanów. A walka z zanieczyszczeniem środowiska jest droga i przynosi efekty późno. Trump zapowiada zresztą odwołanie IRA i wznowienie pozwoleń na wydobycie surowców kopalnych.
Biden musi też możliwie szybko doprowadzić do zakończenia wojny w Izraelu, aby zachować poparcie żydowskiego i ewangelikalnego elektoratu w USA. Wyjazd do Dubaju by to utrudnił.