Pana pierwsze wrażenia z pracy w Sejmie – jest inaczej niż w samorządzie?
Na pewno jest inaczej. Tutaj, szczególnie na początku, widać, że władza parlamentarna ma dużą siłę. Ale to jest władza trzech koalicjantów, wobec tego dochodzi do docierania pewnych stanowisk i na pewno ten proces jest troszkę wolniejszy niż w samorządzie.
11–14 grudnia ruszy drugi krok konstytucyjny i premierem zostanie Donald Tusk, a rząd zacznie działać. Czy powyborcza rzeczywistość coś skorygowała, jeśli chodzi o sprawy samorządowe, np. finanse?
Wydaje się, że te finanse są nadwerężone, ale do końca ich jeszcze nie znamy. Są różne poukrywane szuflady. To według mnie jest wbrew prawu budżetowemu, prawu o finansach publicznych, bo ani w samorządzie, ani w rządzie nie można sobie ukrywać w poszczególnych szufladkach funduszy. Tu prawda wyjdzie na jaw zapewne w lutym–marcu. Ale z rozmów z liderami wszystkich partii opozycyjnych, a teraz już większości demokratycznej mamy zapewnienie wstępne o dwóch rzeczach – przywróceniu subwencji rozwojowej, którą PiS wykreślił z projektu budżetu państwa na rok 2024, i podwyżki w oświacie. Ta subwencja rozwojowa tak naprawdę jest subwencją wyrównawczą za zabrane częściowo pieniądze z Polskiego Ładu. Ważne są podwyżki dla nauczycieli, bo inaczej nie będzie miał kto uczyć w szkołach. Młodzi nie garną się do zawodu nauczycielskiego, bo oferuje się im głodowe pensje.