W latach 2021–2027 Unia Europejska chce zainwestować nawet 300 mld euro w krajach rozwijających się w ramach inicjatywy „Brama na świat". To pomysł na konkurowanie przede wszystkim z Chinami, które od lat nie tylko zarabiają, ale też wzmacniają swoją pozycję geopolityczną poprzez ofertę gospodarczą dla krajów, których rozwój wymaga inwestycji w infrastrukturę.
Jednym z takich miejsc, gdzie UE chce stawić czoło Chinom, jest Afryka. Chińskie inwestycje dobrze się tam zadomowiły, od przynajmniej dwóch dekad Pekin pożycza pieniądze na budowę portów, dróg, mostów czy kolei. Od 2000 do 2018 roku było to 148 mld USD, kolejne 60 mld euro już uzgodniono na najbliższe lata.
– Chińczycy zbudowali port w Lekki na południu Nigerii. To pierwszy głębokomorski port w tym kraju. Im też zawdzięczamy linię szybkiej kolei z Ibadanu do Lagos. Bez portu nie ma rozwoju eksportu i importu. Bez sprawnych kolei nie ma szans na przewożenie choćby produktów rolnych z głębi kraju – mówi „Rzeczpospolitej" Ovigwe Eguegu, nigeryjski ekspert z organizacji Development Reimagined.
Innym bardzo ważnym partnerem Chin na kontynencie jest Etiopia, kraj, którego produkt krajowy brutto od dziesięciu lat rośnie w zawrotnym tempie blisko 10 proc. rocznie. Chińczycy sfinansowali połączenie kolejowe z Addis Adeby do Dżibuti, budują elektrownie wodne, w czasach Covid-19 pożyczyli pieniądze na centrum zapobiegania chorobom, inwestują w etiopskie uniwersytety.
– Za chińskie pieniądze powstało w Etiopii 70 tys. km dróg – mówi Costantinos Berhutesfa Costantinos, etiopski profesor i autor książek o Afryce, obecnie w Unii Afrykańskiej szefuje organowi zapobiegania korupcji. Według niego Chiny dokonują gigantycznej dyplomatycznej pracy, a w zamian mogą liczyć na poparcie 54 państw Afryki na forum ONZ.