Renesans Ritchiego Blackmore’a

Ritchie Blackmore przeszedł do historii rocka, komponując „Smoke on the Water". Ale założyciel Deep Purple ma też na koncie sukcesy z Rainbow i jak żaden z rockmanów kocha muzykę renesansu. 14 kwietnia skończył 75 lat.

Publikacja: 17.04.2020 18:00

Renesans Ritchiego Blackmore’a

Foto: Getty Images

Nie przez przypadek Ritchie Blackmore wśród marzeń związanych z Polską przez lata miał podróż do Krakowa. Wszak to perła renesansu. Oczywiście wszyscy ci, którzy śledzili muzyczne dokonania gitarzysty Deep Purple, wiedzieli o tym, że ponad dwie dekady temu zmienił wizerunek z rockmana na minstrela, inspirującego się renesansową muzyką dworską.

Jako pierwszy na naszych łamach o fascynacji gitarzysty renesansem powiedział mi Ian Anderson, lider Jethro Tull. Twórca albumu „Minstrel In Gallery" wyznał, że przestał promować się renesansowym przebraniem i sprzedał kostium minstrela właśnie Ritchiemu Blackmore'owi za... pięć funtów! Niedługo potem miałem okazję spotkać się z Blackmore'em w jednej z renesansowych piwnic w czeskiej Pradze.




Dziewczyna z Podlasia

Nie cieszył się opinią człowieka o łatwym charakterze. Polscy fani mieli szczególną okazję oglądać Blackmore'a, gdy jego oblicze przypominało gradową chmurę. Deep Purple przyjechali w listopadzie 1993 r. do Polski po raz pierwszy i dali koncert w Zabrzu. Ritchie zachowywał dystans wobec pozostałych muzyków, nie było pomiędzy nimi żadnej komunikacji. Radość oglądania legendarnej formacji mieszała się z goryczą przeczucia, że zespół nie przetrwa długo. Tak się też stało. Blackmore opuścił grupę na zawsze.

A jednak w Pradze Blackmore robił wrażenie osoby sympatycznej, zdystansowanej i na moje pytanie odpowiedział żartem:

– Zapłaciłem za kostium Iana Andersona furę pieniędzy!

– Powiedział mi, że tylko 5 funtów – nie dawałem za wygraną.

– No dobrze, znalazłem kostium Andersona w jego śmietniku, targował się ostro, ale wyciągnął od mnie tylko 5 funtów... A mówiąc całkiem poważnie: byłem w latach 70. pod wielkim wrażeniem płyt i koncertów Jethro Tull, podobał mi się szczególnie album „War Child". Ale lubię też płytę „Minstrel In The Gallery". Ian Anderson jest dla mnie przykładem najlepszego rockowego minstrela, powiedziałbym wręcz, że to Szekspir rockowej sceny. Jednak w przeciwieństwie do mnie Ian nigdy muzyką renesansową się nie interesował. W aranżacjach i pisaniu na orkiestrę pomagał mu dyrygent David Palmer.

Najważniejsze okazało się następujące wyznanie muzyka: – Może zaskoczę fanów, ale renesans był moją ulubioną muzyczną epoką od początku lat 70. Po koncertach Deep Purple zachwycałem się nagraniami Davida Munrowa, wybitnego interpretatora muzyki napisanej głównie z myślą o naszym słynnym królu Henryku VIII. Kilka z granych przez niego kompozycji, w nowych aranżacjach, czasami ze zmienionymi słowami, znalazło się na płytach Blackmore's Night.

Ritchie Blackmore od czasu, kiedy skończył jedenaście lat, nie uznawał żadnych gatunków poza rock and rollem.

– Moim idolami byli Buddy Holy, Elvis Presley, a za jedyny godny uwagi instrument uważałem gitarę elektryczną – mówił mi. – Lekcje muzyki klasycznej, które miałem od najmłodszych lat, kojarzyły mi się ze żmudną pracą. Jednak kiedy nasyciłem się rockiem, wróciłem do muzyki renesansowej. Ale grałem ją tylko dla siebie, ponieważ wymaga żmudnych ćwiczeń, mówimy bowiem o utworach komponowanych na historyczne instrumenty. Minęło sporo czasu, gdy poczułem się na siłach, by wystąpić przed publicznością, a i teraz mam sporo wątpliwości, czy daję sobie radę warsztatowo. Wykonując rockowe kompozycje, wystarczy przekręcić pokrętło wzmacniacza i grać najgłośniej, jak się tylko da, wtedy wiele technicznych błędów umyka uwadze słuchaczy. Z klasyką tak się nie da. Instrument zdradza każdy fałsz.

Grając kompozycje mistrzów renesansu oraz rockowe hity w aranżacjach stylizowanych na muzykę dawną, Blackmore zaczął występować przed kameralną publicznością w kościołach, synagogach, na dziedzińcach zamków i pałaców, grając na takich instrumentach, jak lira korbowa, mandolina, mandola oraz tradycyjne szwedzkie skrzypce. Czerpał inspirację z ponad dwóch tysięcy płyt z muzyką dawną, jakie zebrał w domu.

– Zabrzmi to może niewiarygodnie, ale zawsze zazdrościłem muzykom, którzy mogą grać w małych barach, restauracjach, mając przed sobą co najwyżej 20-osobową publiczność – mówił. – Zawsze byłem skazany na wielotysięczny tłum, kameralne granie nie wchodziło w rachubę. Do czasu, gdy jeden z moich zagorzałych fanów zauważył, że kiedy widzi mnie grającego w wielkich halach, na stadionach – nie wyglądam na zbyt szczęśliwego. Pomógł mi zrozumieć samego siebie. Teraz gram dla mniejszej publiczności i najważniejsza jest dla mnie koncentracja. Dzięki niej daję publiczności więcej przyjemności. Deep Purple było jednym z najgłośniejszych zespołów świata, teraz występuję w najcichszym.

Na czas działalności Blackmore's Night przypadła wypowiedź muzyka, że Niemcy to pierwsza ojczyzna muzyka. Nie chodziło bynajmniej o to, że w latach 60. żył w Niemczech, dwukrotnie się tam ożenił, ma syna, świetnie mówi po niemiecku i dba o dostęp do niemieckich kanałów telewizyjnych.

– Miałem na myśli dziedzictwo kompozytorów niemieckich – wyjaśnił mi. – Od dziecka towarzyszyła mi muzyka Jana Sebastiana Bacha. Zawsze był dla mnie patronem ciężkiej rockowej muzy. Lubiłem też Chopina, ale po częstych pobytach we francuskich hotelach, gdzie muzyka waszego kompozytora sączy się przez cały dzień i noc z każdego kąta, przejadł mi się. Choć do dziś zachwycam się „Balladą nr 1".

Z Polską połączyła gitarzystę także jego partnerka Candice Lauren Isralow znana teraz jako Candice Night. Od najmłodszych lat brała lekcje śpiewu i pianina, zaś mając 12 lat, zaczęła karierę modelki jak Candice Loren, potem założyła radio.

– Jej rodzina pochodzi z okolic Białegostoku – mówił Ritchie o partnerce, którą poznał w 1989 r. – Analizowaliśmy mapę, ale być może nazwa miejscowości w przekazie rodziców została zniekształcona, dlatego jej nie znaleźliśmy.

Nie da się ukryć, że dla Candice renesansowe wcielenie Ritchiego dawało większą szansę na wspólne występy niż kontynuowanie przez niego rockowej kariery. W zespole gitarowym mogłaby co najwyżej liczyć na rolę chórzystki, tymczasem w Blackmore's Night stała się główną wokalistką.

– Po raz pierwszy spotkaliśmy się z Ritchiem w czasie charytatywnego meczu piłkarskiego, grał przeciwko reprezentacji radia, w którym pracowałam – powiedziała mi Candice. – Oczywiście drużyna Ritchiego wygrała, bo jest fantastycznym piłkarzem. Po meczu wzięłam od niego autograf, wieczorem rozpoznał mnie w czasie przyjęcia w pubie. Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, a rozmawiało nam się, jakbyśmy byli od lat bratnimi duszami. Życzę każdemu takiego magicznego spotkania. Pierwszy raz zaśpiewałam z Ritchiem w czasie tournee Deep Purple w 1993 r. Nie było mnie nawet widać, wykonywałam wokalizę do solówki Ritchiego ukryta za kurtyną. Dwa lata później śpiewałam już w chórkach reaktywowanej grupy Rainbow. Występy Blackmore's Night są rodzajem fantazji na temat muzyki i obyczajów renesansu. Występujemy w kostiumach inspirowanych epoką, jest zabawa z pochodniami. Ale gramy też kompozycje Deep Purple i Rainbow w zmienionych aranżacjach.

Grali najgłośniej

Tak już bywa, że muzycy rockowi nie za to, co sami lubią, są uwielbiani przez fanów, dlatego największym dziełem Blackmore'a pozostają dokonania Deep Purple. I nawet gdyby stworzył z grupą tylko „Smoke On The Water" oparty na prostym akordzie, który grają wszyscy początkujący gitarzyści – otrzymałby przepustkę do wiecznej sławy. Piosenka opisuje pożar, jaki strawił historyczną siedzibę kasyna w Montreux, gdy w wyłożonej drewnem sali podczas koncertu Franka Zappy jeden z fanów odpalił fajerwerki. Deep Purple, którzy w grudniu 1971 roku nagrywali słynny album „Machine Head", widząc łunę ognia i dym nad Jeziorem Genewskim, opisali w nieśmiertelnym przeboju swoje wrażenia.

Dziecko kontra schody

Black Sabbath, Deep Purple, Led Zeppelin to trzy zespoły, które powinny być traktowane na równi, jeżeli chodzi o ich zasługi dla hard rocka i heavy metalu – powiedział Lars Ulrich, założyciel, lider i perkusista Metalliki.

Fanów Deep Purple nie trzeba przekonywać, że ich ulubiony zespół zasłużył na takie stwierdzenie również przebojami „Highway Star" czy „Speed King". Formacja sprzedała 100 mln albumów, czyli o 30 mln więcej niż Black Sabbath. Ale nie zdobyła takiej pozycji jak Led Zeppelin, którzy mają na koncie 300 mln sprzedanych płyt. Poza względami subiektywnymi zaważyła na tym zmienność składów Purpli. Ważny okazał się wzorzec, jaki stworzyli The Beatles: zespół przechodzi do legendy, jeśli działa w jednym składzie. Led Zeppelin poszli tym samym tropem. Przez Deep Purple przewinęło się kilkunastu muzyków. Ale też nie bez znaczenia była oprawa muzyki. Zeppelini posiłkowali się celtycką mitologią i runicznymi symbolami – na płytach i w kostiumach, zaś Jimmy Page kokietował satanistycznymi fascynacjami. Tymczasem Deep Purple w czasach Blackmore'a miało do zaproponowania tylko jego kapelusz czarnoksiężnika.

Jednocześnie Purple dokonywali rzeczy wielkich i przełomowych wcześniej niż Zeppelini. Symbolem muzycznej wielkości grupy Page'a jest rozbudowana kompozycja „Stairway To Heaven". Jednak posiadające równie złożoną strukturę „Child In Time" Purpli zostało wydane 16 miesięcy wcześniej. Zeppelini rozwijali bluesową tradycję w duchu hard rocka, zaś Purple 3 lipca 1970 r. rzucili muzyczny świat na kolana płytą „In Rock", która potwierdza ich prawo do tytułu „najgłośniejszego zespołu świata" oraz zasługi w tworzeniu heavy metalu.

Tymczasem także stan konta przemawia na korzyść Page'a. Jego majątek oceniany jest na 170 mln dolarów, Blackmore'a – na 17 mln.

Gdy wiemy o klasycznych fascynacjach Blackmore'a, łatwiej zrozumieć, że fundamentem pierwszego składu Deep Purple była przyjaźń z Jonem Lordem (1941–2012), gruntownie wykształconym pianistą, który inspirował się Bachem i wniósł do muzyki rockowej potęgę baroku. Stworzył niepowtarzalne brzmienie, przepuszczając dźwięki organów Hammonda przez gitarowy wzmacniacz Marshalla. To Lord zaprosił do współpracy zdolnego gitarzystę Ritchiego Blackmore'a. Ich pierwsze trzy płyty brzmią dziś archaicznie. Jest na nich wiele standardów, co świadczy o kłopocie z komponowaniem oryginalnego materiału. Pierwsze przeboje Purpli to „Hush" i „Hey Joe". Gdy Led Zeppelin i Black Sabbath olśniewali fanów już od pierwszej płyty, w przypadku Purpli na przełom trzeba było poczekać. Uwerturą sukcesu stał się album skomponowany przez Lorda – „Concerto for Group and Orchestra" nagrany przez rockmanów w 1970 roku z londyńskimi filharmonikami pod dyrekcją Malcolma Arnolda w Royal Albert Hall. Po latach do takiej formuły nawiązało wiele rockowych grup. Ale pierwsi byli Purple w składzie Ritchie Blackmore, Ian Gillan, Roger Glover, Ion Lord, Ian Paice.

To oni nagrali czwartą płytę formacji „In Rock" z pamiętną okładką, na której muzycy zostali przedstawieni na podobieństwo wykutych w skale prezydentów Stanów Zjednoczonych. Cudowna piątka nagrała klasyczne dziś albumy „Fireball", „Machine Head", „Who Do We Think We Are" i dokonała kolejnego przełomu, wydając przełomową płytę koncertową „Made In Japan". To ona rozpoczęła całą serię innych „koncertówek" zarejestrowanych w Japonii, a nagranych m.in. przez Erica Claptona, George'a Harrisona i wielu innych. Zeppelini wydali swoje koncertowe opus magnum „The Song Remains The Same" kilka lat po Purplach.

– Wydawnictwo było przełomowe, ponieważ nagrywanie albumów koncertowych uważano wtedy za mało poważne zajęcie, liczyły się tylko nagrania studyjne – tłumaczył basista Roger Glover. – Ale japońska firma fonograficzna nalegała. Dopiero gdy wróciliśmy do Anglii, posłuchaliśmy taśm i uznaliśmy, że musimy wydać płytę.

– Zdecydowaliśmy się na „Made in Japan", co było aktem sporej odwagi i przejawem humoru, bo japońszczyzna nie była jeszcze kojarzona z najwyższą jakością – wspominał Jon Lord.

Tęcza gitarzysty

Pozycja Purpli mogła rosnąć. Tym dziwniejsza była postawa Blackmore'a. Najpierw przejął pozycję lidera. Lubując się w aurze spirytyzmu, kreował się na Faceta w Czerni. Ale miał też czarny charakter. Z początku objawiało się to w żartach z kolegów. Podczas tournée Roger Glover był wywożony do centrum obcego miasta, wyrzucany nago z samochodu z zadaniem powrotu do hotelu. Religijny Ian Paice mało nie połamał na gitarzyście nogi od stołu, gdy ten namawiał go do udziału w seansach spirytystycznych. Blackmore lubił też wykonywać na próbach nowe motywy, zakazując kolegom przyłączania się do gry, bo był to materiał na solową płytę. Drażnił, prowokował i rządził. Najbardziej napięte były relacje z Ianem Gillanem, który zdobył mocną pozycję dzięki temu, że z sukcesem zaśpiewał tytułową partię „Jesus Christ Superstar" w płytowej wersji słynnego musicalu. Sprawę komplikowało to, że Gillan zapijał stres życia na estradzie, bo nie był przygotowany na światową karierę.

Podczas sesji „Who Do We Think We Are" rozpad słynnego składu był oczywisty. Blackmore pracował w studio rano, zaś pozostali muzycy na drugą zmianę.

– Chciałem grać bardziej melodyjnie – tłumaczył Blackmore.

– Kiedy odszedłem, ukazało się roczne podsumowanie „Billboardu" na temat sytuacji w amerykańskiej fonografii – mówił Glover. – Deep Purple był najlepiej sprzedającym się zespołem w Ameryce.

Blackmore gubił się jako człowiek, ale miał intuicję w sprawie nowych współpracowników. Następcami Gillana i Glovera byli wokalista David Coverdale i Amerykanin Glenn Hughes, śpiewający basista z zespołu Trapeze. Purple unowocześnili brzmienie, dodając do rocka elementy soul i funky. Nagrali albumy „Burn" i „Stormbringer" z przebojami „Soldier of Fortune" i „Mistreated", „You Fool No One". Do rockowej legendy przeszedł koncert „California Jam" w 1974 r. Obejrzało go 400 tys. fanów. Blackmore był wściekły z powodu przyspieszenia występu, gdy kontrakt mówił o wejściu na estradę po zmierzchu. Nie ograniczył się do zniszczenia gitary: rozbił też obiektyw jednej z kamer telewizyjnych. Okrasił to niezapowiadanymi efektami pirotechnicznymi, które zmiotły okulary z twarzy Iana Paice'a. Grupa uciekała przed szeryfem na pokładzie helikoptera. Estrada była zdemolowana, posypały się pozwy do sądu. Blackmore był już jednak mentalnie poza zespołem.

– Przez długie 30 lat musiałem sobie radzić z negatywną energią, jaką rodziła moja konkurencja z Ritchiem, przed którym na początku klęczałem na kolanach, jak uczeń przed mistrzem. A z czasem, gdy uczyłem się show-biznesu i bliżej się poznawaliśmy, staliśmy się rywalami, wręcz wrogami – powiedział Coverdale. – Wolę jednak pamiętać o tym, czego od Ritchiego się nauczyłem, o tym, jak wiele mu zawdzięczam, bo przecież mnie, nikomu nieznanemu wokaliście, dał pracę w Deep Purple! Blackmore od 1975 r. stał na czele Rainbow, kreując nową gwiazdę: wokalistę – Jamesa Ronnie Dio (1942–2010). Gitarzysta zdecydował się wtedy komponować z użyciem wiolonczeli, co dało możliwość tworzenia akordów, jakich nie wymyśliłby, grając na gitarze. Dio pisał teksty inspirowane średniowieczem.

– Z Ritchiem połączyły nas wspólne fascynacje. Dał mi szansę zaprezentować moje umiejętności. Wiele od niego się nauczyłem. Wielu mu zawdzięczam – mówił mi James Ronnie Dio.

Rainbow sprzedał 30 mln albumów. Z Dio wylansował przeboje „Man Of The Silver Mountain", „Stargazer", „Kill The King". Dio odszedł z grupy, gdy lider zrezygnował ze stylistyki „miecza i czarów". Królowała muzyka disco i Blackmore chciał grać przebojowo. Postawił na Johna Lee Turnera. To on zaśpiewał „I Surrender" i „Stone Cold". Na basie w Rainbow grał wtedy Roger Glover z Deep Purple, a fani z entuzjazmem przyjęli comeback najsłynniejszego składu, który w 1984 r. nagrał album „Perfect Strangers".

Furorę robił teledysk pokazujący, jak muzycy zjeżdżają się do posiadłości w Vermont, rozmawiają, biesiadują, grają w piłkę nożną i nagrywają. Ich tournée w 1985 roku przyciągnęło rekordową rzeszę fanów. Większe wpływy z biletów zanotował wtedy tylko Bruce Springsteen. Idylla w Deep Purple zawsze trwała jednak krótko. Blackmore nie potrafił ułożyć relacji na koleżeńskich zasadach. Kiedy wokalista przez przypadek wtoczył się pijany do pokoju gitarzysty, znalazł się pretekst, żeby wyrzucić go z zespołu. Ale narzucony Purplom wokalista John Lee Turner, były członek Rainbow, nagrał tylko jedną płytę „Slaves & Masters". A chociaż Paice, Lord i Glover ryzykowali licytację swoich domów – nie chcieli dłużej występować w roli niewolników. Postawili Blackmore'owi ultimatum: powrót Gillana albo koniec zespołu. Gitarzysta ustąpił tylko ze względów finansowych. Właśnie wtedy 31 października 1993 roku Purple zagrali w Zabrzu pierwszy koncert w Polsce. 17 listopada w Helsinkach ostatecznie zrezygnował z grania w zespole.

– Co rusz pojawiają się spekulacje o powrocie Ritchiego – mówił mi Ian Gillan. – Całkiem bezsensowne, ponieważ Deep Purple wzmocnił Steve Morse, z którym udało nam się znów dojść do najwyższej formy. Atmosfera w zespole jest znakomita. Po co to zmieniać? I wcale nie chodzi o to, że jestem pokłócony z Ritchiem. Jesteśmy w stałym kontakcie, ale ma on charakter wyłącznie prywatny.

Dlatego najnowsza płyta Purpli, która ukaże się niebawem, powstała bez udziału Blackmore'a. Ritchiego zaś można oglądać i słuchać na jego stronie, gdzie 10 kwietnia transmitował koncert z udziałem Candice, z którą może się pochwalić dziesięcioletnią córką i dziesięcioma studyjnymi albumami. 

Nie przez przypadek Ritchie Blackmore wśród marzeń związanych z Polską przez lata miał podróż do Krakowa. Wszak to perła renesansu. Oczywiście wszyscy ci, którzy śledzili muzyczne dokonania gitarzysty Deep Purple, wiedzieli o tym, że ponad dwie dekady temu zmienił wizerunek z rockmana na minstrela, inspirującego się renesansową muzyką dworską.

Jako pierwszy na naszych łamach o fascynacji gitarzysty renesansem powiedział mi Ian Anderson, lider Jethro Tull. Twórca albumu „Minstrel In Gallery" wyznał, że przestał promować się renesansowym przebraniem i sprzedał kostium minstrela właśnie Ritchiemu Blackmore'owi za... pięć funtów! Niedługo potem miałem okazję spotkać się z Blackmore'em w jednej z renesansowych piwnic w czeskiej Pradze.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich