Arkadij i Borys Strugaccy początkowo stosowali się do wymogów: dzieła braci rozgrywały się w zasobnych i mądrych krainach, gdzie technika była na najwyższym poziomie, a ludzie pragnęli dobra bliźnich. Z czasem jednak ten model znudził się autorom i przez fantastykę starali się przekazać krytyczne spostrzeżenia wobec ZSRR. Te zabiegi oraz niewątpliwy talent pisarski wywindowały ich na świecznik, skąd byli doskonale widoczni dla decydentów. Mniej więcej od połowy lat 60. XX wieku rozpoczęli grę z władzą, która pragnęła ich poskromić, oni zaś starali się nie chodzić w zaprzęgu.
O tych konfrontacjach dość dobre pojęcie daje tzw. omnibus, czyli tom złożony z pięciu powieści: najsłynniejszej „Pikniku na skraju drogi", powieści SF „Trudno być bogiem" i „Miliard lat przed końcem świata" oraz hybryd gatunkowych „Ślimak na zboczu" i „Poniedziałek zaczyna się w sobotę". Te ostatnie miały udowodnić nadzorcom ideologicznym, że fantastyka to coś więcej niż opiewanie komunizmu i literatura dla dzieci.
Polski czytelnik przez kilkanaście lat miał okazję odpocząć od książek braci S. Zmarł w 2012 r. Borys Strugacki (Arkadij wcześniej), po upadku ZSRR odkryto różne wersje utworów, mniej albo bardziej ocenzurowane, trochę trwało, zanim to uporządkowano. Starzy tłumacze na polski pomarli albo posunęli się w latach, więc niektóre rzeczy przełożono na nowo. Okres chaosu szczęśliwie dobiegł końca i miejmy nadzieję, że stopniowo pojawią się u nas wersje kanoniczne, tak jak przygotowano je w Rosji.
Jak się czyta te powieści po pół wieku i lepiej? O dziwo, nie doświadczyłem przemożnego zestarzenia się tej prozy. Tytułowy „Piknik" nadal pozostaje dziełem o wielkim ładunku problemowym i artystycznym, a opisanie wizyty Obcych na Ziemi od strony śmieci, jakie po nich pozostały, wydaje się nadal imponujące. „Trudno być bogiem" dziś uznalibyśmy za utopię historyczną: oto komunizm wysyła swych przedstawicieli w kosmos, aby dźwigali w rozwoju średniowieczną cywilizację na planecie odległej od Ziemi o „tysiąc parseków". W „Miliardzie lat" Wszechświat Homeostatyczny blokuje badania naukowców moskiewskich (?), co zakrawa na absurd, póki nie uświadomimy sobie, że to ściema: chodzi o czynnik wywierający potężną presję na podległe mu jednostki. Czyli de facto o partię komunistyczną i jej dygnitarzy.
Nie sposób bowiem w pełni odczytać przesłań Strugackich, jeśli abstrahuje się od okoliczności politycznych i sytuacji w ZSRR w owym czasie. W „Poniedziałku..." krytyce i wyśmianiu podlegają egzemplarze partyjnych bonzów i qausi-naukowców w rodzaju Łysenki. W „Ślimaku na zboczu" mamy z jednej strony kuriozalny Instytut, a z drugiej przerażający z powodu zdegenerowanej biologii Las. Tu znowu dostaje się biurokratom, którzy mocą swych zarządzeń nie tylko nie opanowują chaosu, ale jeszcze go potęgują.