Dwie twarze Florydy

Dopiero od kilku tygodni Amerykanie mają możność postcovidowego podróżowania i w ostatnie weekendy miliony ludzi zapełniły drogi i lotniska. Na wszystkich lotniskach i w samolotach obowiązuje noszenie maski, co nareszcie wprowadziło lekką, od dawna potrzebną odmianę: zamiast powtarzanego, bez końca, tym samym ostro-monotonnym tonem od 20 lat oświadczenia-groźby, że lotnisko jest „a non-smoking facility" i każdy palacz zostanie surowo ukarany, teraz słyszymy, że każdy pasażer bez maski zostanie surowo ukarany. Ciekawe, jakie groźby nas czekają, gdy maski przestaną być obowiązujące.

Publikacja: 02.07.2021 18:00

Dwie twarze Florydy

Foto: PAP/EPA/Juan Ignacio Roncoroni

W samolocie za to niespodzianka: nowe bardzo skomplikowane ogłoszenia, co należy zrobić, w jakiej kolejności, gdy – w razie jakiegoś nieszczęścia – potrzebne będą maski tlenowe. Było to tak technicznie pokrętne, że mimo iż słyszałam to kilkakrotnie, ciągle nie wiem, którą ręką mam nałożyć którą maskę na którą. Zrozumiałam tylko, że gdybym się miała pomylić – zostanę surowo ukarana.

W poniedziałek 31 maja zaczął się w Stanach sezon letni – tradycyjnie w ostatni poniedziałek maja jest obchodzony Memorial Day – tłumaczony często w Polsce jako „Dzień Pamięci Narodowej", chociaż sami Amerykanie rzadko posługują się terminem „narodowy" i dlatego nie bardzo wiedzą, jak go tłumaczyć, i przede wszystkim jak zrozumieć w językach słowiańskich. Dla nich „National" oznacza najczęściej „państwowy" lub „federalny".

Gdy mówi się o Florydzie, to pierwszym skojarzeniem jest zazwyczaj Miami – drugie po Nowym Jorku najbardziej odwiedzane miasto w USA. Miami ma niecałe pół miliona ludności, ale w 2019 roku odwiedziło je ponad 130 milionów turystów. Miami zastąpiło też Nowy Jork jako „miasto, które nigdy nie śpi" – gdzie do rana otwarte są bary, restauracje, kluby i niezbyt ukryte – burdele. Kiedyś cała Floryda uchodziła za stan, do którego zjeżdża zimą cała Ameryka w wieku emerytalnym, ale w Miami na ulicach wieczorem widać dziś bardzo młodych, wesołych – i zazwyczaj podpitych – ludzi. Bardzo, a nawet superbogaci – wśród nich wielu Rosjan, którzy jakimś cudem otrzymują masowo prawo stałego pobytu – bawią się u siebie w zamkniętych dzielnicach lub w hotelach ochranianych przez uzbrojonych bysiów.




150 kilometrów na zachód od Miami jest już zupełnie inna Floryda. Z samolotu widać setki osiedli domków parterowych lub jednopiętrowych, ustawionych zazwyczaj dookoła stawów czy jeziora, otoczonych palmami i niewielkimi laskami. Osiedla są często określane jako „active adult community for 55 years old", czyli dla ciągle żywotnych dorosłych powyżej 55. roku życia.

Jest to zupełnie inny świat niż wschodnie wybrzeże Florydy. Właściwie jest jego odwrotnością. Prawie nie ma wysokich domów – niektóre miejscowości nie pozwalają budować domów wyższych niż najwyższa palma i bywa, że od jednego baru do drugiego jest –zamiast kilku kroków – kilkadziesiąt kilometrów. Jeżdżąc szerokimi prostymi drogami, można patrząc przez okno, robić coś na kształt badań socjologicznych, kim są okoliczni mieszkańcy i czym się zajmują. Na przykład bardzo dużo jest ogłoszeń masażu, manikiuru i pedikiuru, ale połączonych też z salonami sztucznego opalania, co jest raczej dziwne w najbardziej słonecznym stanie. Sporo jest też podobnych salonów dla psów i kotów, wprawdzie bez opalania, ale z dentystami i czyszczeniem uszu.

Niedaleko od siebie można zobaczyć i salony tatuażu – i usuwania tatuażu, co podobno staje się coraz powszechniejsze. Nie wiem jednak, czy stare tatuaże usuwa się, by zamienić je na nowe, czy też po to, by się lepiej opalić. Uderza też duża ilość sklepów z używanymi rzeczami, tak zwanych „Thrift shops" prowadzonymi przez różne organizacje charytatywne, zazwyczaj pod imieniem jakiegoś świętego. Zawalone są one przede wszystkim meblami, które trafiają tam, gdy ich właściciele przenoszą się do osiedli dla dużo starszych ludzi, już nie tak żywotnych, lub na inny świat. Odzież w tych sklepach też o czymś świadczy: dużo jest sukien balowych i smokingów, ale też mało noszonych, czy można smutnie powiedzieć – niedonoszonych ubrań w niesamowicie jaskrawych kolorach. Wszędzie dominuje jednak spokój, czego dowodem są biegające króliki i latające nisko kormorany. A plaże są białe i prawie puste – można na nich zapomnieć o wszystkim. 

W samolocie za to niespodzianka: nowe bardzo skomplikowane ogłoszenia, co należy zrobić, w jakiej kolejności, gdy – w razie jakiegoś nieszczęścia – potrzebne będą maski tlenowe. Było to tak technicznie pokrętne, że mimo iż słyszałam to kilkakrotnie, ciągle nie wiem, którą ręką mam nałożyć którą maskę na którą. Zrozumiałam tylko, że gdybym się miała pomylić – zostanę surowo ukarana.

W poniedziałek 31 maja zaczął się w Stanach sezon letni – tradycyjnie w ostatni poniedziałek maja jest obchodzony Memorial Day – tłumaczony często w Polsce jako „Dzień Pamięci Narodowej", chociaż sami Amerykanie rzadko posługują się terminem „narodowy" i dlatego nie bardzo wiedzą, jak go tłumaczyć, i przede wszystkim jak zrozumieć w językach słowiańskich. Dla nich „National" oznacza najczęściej „państwowy" lub „federalny".

Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich