Powszechna kwarantanna w dobie szalejącego koronawirusa sprawiła, że swoje pięć minut w debacie publicznej dostały osoby starsze. Nieprawdą byłoby jednak stwierdzenie, że o emerytach się w ogóle nie mówi – w ostatnich kilkunastu miesiącach za sprawą tzw. jarkowego (13. emerytura), a niedawno także czternastki, los osób powyżej 60. roku życia budzi spore zainteresowanie społeczne.
Tym, co niewątpliwie łączy 13. i 14. emeryturę z epidemią koronawirusa, jest sposób, w jakim myślimy i mówimy o seniorach. A jak mówimy, kiedy jesteśmy sami? A tak. Starsi ludzie to problem. Przejadają publiczne pieniądze, tworzą kolejki u lekarzy specjalistów, głosują na PiS (to wyrzut z perspektywy zwolenników opozycji), nie chcą wymieniać pieców, palą śmieci i zatruwają nam powietrze, a obecnie blokują dwie godziny w skle-pach i zabijają gospodarkę, bo przecież właśnie z ich powodu musimy siedzieć w domach (powtarzamy tak, zapominając, że Covid-19 zbiera śmier-telne żniwo także wśród osób młodszych, niekoniecznie obciążonych „chorobami współistniejącymi"). Takie opinie słychać na marginesach debaty o strategii wobec pandemii. I choć sytuacja materialna emerytów jest relatywnie całkiem niezła, bo nie jest to najbardziej wykluczona grupa w polskim społeczeństwie, to jednak nie chciałbym być dziś w ich skórze. Nie tylko dlatego, że statystycznie zostało mi jeszcze 40 lat życia, a im co najwyżej kilkanaście. Ale zwyczajnie nie wyobrażam sobie życia jako „człowiek zbędny", któremu reszta społeczeństwa daje to odczuć na każdym kroku.
Stary, czyli obcy
Większość z nas kocha swoje babcie i dziadków czy też starszych rodziców, ale jednak postawiłbym tezę, że jako społeczeństwo nie lubimy „staru-chów" dla niepoznaki nazywanych seniorami. Taki obraz wyłania się przynajmniej z „anegdata", czyli mieszanki anegdotycznych danych i osobistej intuicji. Nie mam na to silnego potwierdzenia w aktualnych danych (choćby z ostatnich pięciu lat), bo mimo usilnych starań nie udało się mi na takowe natrafić. Możliwe więc, że poniższe wnioski więcej mówią o autorze niż o rzeczywistości, którą opisuje. Niemniej jednak bardzo chętnie skonfrontuję się z krytycznym osądem.
Zanim rozpoczną się jednak polemiki, wrócę do tezy o naszym społecznym braku sympatii wobec seniorów. Oczywiście mają oni swo-je dziwactwa, są powolni i uparci, bywają nieznośni, a na dodatek ich starzejące się ciała nie wyglądają tak dobrze jak 20-letnie. Parę pokoleń temu potrafiliśmy się wznieść ponad to, co zewnętrzne, i dostrzec w nich głębię życiowego doświadczenia. Z kultury szacunku dla mądrości starszych pokoleń niewiele jednak zostało. W zamian mamy dziś hasło „OK, boomer" (lub w polskiej wersji „gadu-gadu, stary dziadu", jak zaproponowała Kaja Puto z Krytyki Politycznej), ale przecież i „moherowe berety" sprzed kilkunastu lat były zasadni-czo emanacją podobnego zjawiska.