Załoga Apollo 8 – Borman, Lovell i Anders – najpierw była przymierzana do lotu numer 9 i początkowo nie miała z Księżycem wiele wspólnego; jej zadaniem były ćwiczenia z pojazdem księżycowym na orbicie Ziemi. W wyniku zbiegu okoliczności – Rosjanie dwukrotnie oblecieli Księżyc bezzałogowymi statkami typu Zond – NASA poczuła oddech rywali na karku i spodziewała się, że następny Zond będzie miał ludzką załogę. Tym samym Ameryka zostałaby wyprzedzona. Pamiętajmy, że działo się to w ostatnich latach wyścigu do Księżyca i każde głośne osiągnięcie liczyło się podwójnie.
Kluger dysponował obfitym materiałem: stenogramami NASA, wywiadami, zapisami archiwalnymi. Rozmawiał nie tylko z trójką bohaterów swej książki, ale także z ich kolegami i kierownictwem lotu. Dzięki temu książka jest skrupulatna i szczegółowa, a choć sam lot poszedł nadspodziewanie gładko, problemów z przygotowaniem go nie brakowało. Klugerowi udało się zarówno nakreślić sytuację, która spowodowała modyfikację programu lotów, jak i przedstawić ogromne ryzyko, jakie się wiązało z podjęciem pierwszej w dziejach ludzkości wycieczki do Księżyca.
NASA była w trudnym położeniu: z jednej strony groźba, że Rosjanie pierwsi załogowo okrążą Księżyc, z drugiej nieprzetestowana aparatura, niewyszkolona załoga, brak doświadczeń, na których można by się oprzeć. Ci, którzy podejmowali decyzję, mieli też świadomość, że półtora roku wcześniej podczas prób naziemnych zginęła trzyosobowa załoga Apollo 1. Ewentualna powtórka mogła spowodować upadek całego programu.
A jednak w ciągu kilkunastu tygodni udało się przygotować i statek, i załogę. Dopracowano przede wszystkim rakietę Saturn V, wcześniej wykazującą niekontrolowane wibracje, zapewniono niezawodność silnika, który musiał najpierw wyhamować pęd statku w celu wejścia na orbitę księżycową, a potem wyrwać go z pola grawitacyjnego naszego satelity i skierować ku Ziemi. Jakikolwiek błąd oznaczał tragedię: albo rozwalenie się o Księżyc, albo pozostanie na jego orbicie, albo odlot astronautów w głęboki kosmos, gdzie szanse ich ocalenia byłyby zerowe.
Zarówno Saturn V, jak i silnik główny statku, a także inne systemy, sprawiły się bezbłędnie. „Święty Mikołaj istnieje", skwitował jeden z astronautów, jako że lot odbywał się w same święta Bożego Narodzenia. Podczas jednego z połączeń TV astronauci odczytali fragmenty Księgi Rodzaju. Lot był pokazem i niezawodności techniki, i duchowej mocy ludzi, którzy nią zawiadywali. Konkurenci z ZSRR nie tylko stracili Księżyc – de facto przegrali go już wcześniej – ale i ich buta ideologiczna została starta w proch. Książka Klugera doskonale uwidacznia te smaczki.