Amerykanie nie rozumieli, że może być jedno i drugie. I pucz polskich generałów, i interwencja Sowietów. Jeszcze na początku grudnia 1981 r. Jaruzelski prosił Kulikowa o pomoc, w przypadku jeśli sobie nie poradzą.
Jakie były relacje Kuklińskiego z Jaruzelskim i Kiszczakiem? Z tym drugim chyba wręcz się przyjaźnił. Opisuje pan historię nielegalnej pożyczki na 60 tysięcy forintów, jakiej udzielił mu z kasy wywiadu.
To były bliskie kontakty, może nawet przyjacielskie, które Kukliński świetnie wykorzystał do lepszego zakonspirowania swojej współpracy z Amerykanami. Wiedział, że stosunki towarzyskie są w LWP często ważniejsze niż procedury kontrwywiadu. Obnosząc się ze swoją zażyłością z Czesławem Kiszczakiem, przewidywał, że zasady nakazujące szczególną kontrolę oficerów Sztabu Generalnego przestaną wobec niego obowiązywać. Bo przecież nie można się naprzykrzać „przyjacielowi" Kiszczaka, Siwickiego, Jaruzelskiego, Skalskiego, Tuczapskiego... W ten sposób Kukliński wytworzył wokół siebie aurę nietykalności. Wykreował się na człowieka poza podejrzeniami. Stąd też płk Gendera napisał w końcu lat 70., że nie wymaga on kontroli operacyjnej. Ten błąd w sztuce, który niestety powielany jest często również obecnie, doprowadził LWP na skraj przepaści. Kukliński penetrował najważniejsze miejsce LWP, jakim był Zarząd Operacyjny Sztabu Generalnego, wynosząc dla Amerykanów najtajniejsze dokumenty.
Ciekawy jest w pana książce wątek prywatny. Kukliński prowadził podwójne życie nie tylko jako oficer, lecz również jako mężczyzna.
Kobiety stanowiły w jego misji ważny element szpiegowskiego arsenału. Były „legendą" mającą przykryć jego liczne wyjazdy za miasto w celu obsługi tzw. martwych skrytek, w których zostawiał skopiowane dokumenty dla Amerykanów. W sytuacji, kiedy nie mógł już brać udziału w rejsach i zawijać do zachodnich portów, a więc nie miał możliwości spotykania się z oficerami CIA, podstawowym narzędziem komunikacji wywiadowczej stały się martwe skrytki ukryte w drzewach czy kamieniach. Zabierał więc dziewczęta do lasu i oddalał się na kilka minut, by zostawić dokumenty albo odebrać instrukcje.
Wcześniej też miał kochanki.
Ale skala nie była tak wielka jak w latach 70. Nie był jednak aż tak cyniczny, skoro nawet w tamtym czasie zakochał się na zabój w młodszej od siebie Basi Jakubowskiej, która zmarła na raka. Załatwił jej leczenie i był przy niej, kiedy umierała. Kiedy uciekał z Polski 7 listopada 1981 r., odwiedził jeszcze jej grób.
Jest jeszcze jedna interesująca kwestia, w zasadzie nieznana opinii publicznej. Kukliński nie był w LWP jedynym szpiegiem, choć był najcenniejszym agentem, jako że najwyżej zaszedł w strukturze Układu Warszawskiego.
Miał dostęp do wiedzy strategicznej, więc bez wątpienia był najważniejszym agentem Zachodu w strukturze LWP.
Ale byli też inni, którzy mieli ciekawe historie.
Tak, i one zasługują na odrębną opowieść. Ale w „Atomowym szpiegu" opisywałem dwa przypadki w jakimś sensie powiązane z Kuklińskim. Zwłaszcza ten związany z płk. Włodzimierzem Ostaszewiczem – jego sąsiadem i dobrym kolegą. Przez pewien czas mieli nawet tego samego opiekuna z CIA, Davida Fordena. Ciekawe, czy Kukliński spotkał się z Ostaszewiczem w Stanach Zjednoczonych. Fascynująca historia... Warto wspomnieć, że skala spenetrowania LWP przez wywiady zachodnie była tak duża, że armia Polski Ludowej nie miała w zasadzie żadnych tajemnic. Z materiałów WSW wynika, że od lat 60. do 80. ponad 60 oficerów związanych z wywiadem i kontrwywiadem wojskowym PRL przeszło na stronę Zachodu.
Wszystko wskazuje na to, że Kukliński za swoją działalność zapłacił wysoką cenę. Czy można powiedzieć, że zamordowano obu jego synów?
Jeśli chodzi o Waldemara, to nie mam wątpliwości, że było to morderstwo z premedytacją. Został przejechany dwukrotnie przez ten sam samochód. Opublikowałem w książce jego akt zgonu, który nie był wcześniej znany. Przypadek Bogdana, który zginął pół roku wcześniej, jest inny i mam wątpliwości, czy stał się ofiarą zamachu. Zgadzam się analitykiem CIA Arisem Pappasem, który powiedział, że był to człowiek skrajnie nieodpowiedzialny, wręcz szukający śmierci.
A czemu nie zabito samego Kuklińskiego?
Próbowano przynajmniej dwukrotnie. Opisuję historię jego poszukiwań, gdzie na jego trop w Ameryce wpadły zaprzyjaźnione z LWP służby kubańskie. Tyle że, z jakiegoś powodu, tę akcję zablokował ostatecznie wywiad wojskowy PRL. Trudno powiedzieć, co się za tym kryje, może jakaś gra operacyjna lub stanowisko Moskwy.
Na koniec pytanie, które musi paść w rozmowie o Kuklińskim. Zdrajca czy bohater?
Nie znoszę tej dyskusji, ale skoro mnie pan zmusza do odpowiedzi na tak postawione pytanie: to bohater. Ale nie kryształowy, bez jakiejkolwiek rysy, a przez to jest prawdziwy, wręcz arcypolski. Jak z opowieści Sienkiewicza o Kmicicu. To mnie w jego biografii ujmuje najbardziej.
— rozmawiał Mariusz Cieślik
Sławomir Cenckiewicz jest historykiem czasów najnowszych, doktorem habilitowanym, publicystą. Autor wielu książek, m.in. (wraz z Piotrem Gontarczykiem) „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", „Anna Solidarność", „Długie ramię Moskwy", „Lech Kaczyński. Biografia polityczna". Ostatnio wydał biografię Ryszarda Kuklińskiego „Atomowy szpieg"