W czasach niezdrowej popularności produkcji true crime trudno znaleźć zbrodniarza, który nie zostałby już utrwalony w filmie lub dokumencie. W każdej kolejnej produkcji na streamingu coraz wyraźniej widać pogoń za sensacją. Na szczęście w kinie nadal jest inaczej. „Randka w ciemno” w reżyserii Anny Kendrick jest tego najlepszym dowodem.
Rodney Alcala, zwany „randkowym zabójcą”, został w 2010 r. skazany na karę śmierci. Popełnił ponad 130 morderstw, ale skazano go tylko za uprowadzenie i zabójstwo w 1980 r. 12-letniej dziewczynki oraz czterech innych kobiet w wieku od 18 do 32 lat, które padły jego ofiarą w latach 1977–1979. Alcala zmarł w 2021 r. w więzieniu z przyczyn naturalnych. Możliwe, że pozostałby zapomniany, gdyby nie występ we wrześniu 1978 r. w amerykańskiej wersji teleturnieju „Randka w ciemno”, który na dodatek wygrał. Był czarujący i błyskotliwy, skradł serce ukrytej za parawanem Cheryl Bradshaw. Para jednak nie skorzystała z nagrody, jaką były wakacje w Kalifornii. Bradshaw szybko dostrzegła w swoim wybrańcu, jak sama to potem określiła, „coś upiornego”. Alcala po programie mordował jeszcze rok, aż został schwytany i skazany na karę śmierci.
Debiutująca na reżyserskim stołku aktorka Anna Kendrick opowiada mroczną historię z kobiecą wrażliwością, co nadaje filmowi specyficznej tonacji. Jednocześnie sama wcieliła się w Bradshaw. Scenariusz opowiada historię mordów Alcali (Daniel Zovatto) za pomocą retrospekcji i skoków czasowych. Osią jest występ psychopaty w „Randce w ciemno”, gdzie jego manipulatorskie zdolności najmocniej się objawiły. Film otwiera scena sadystycznego zabójstwa na pustyni. Alcala zwabiał tam młode kobiety, mamiąc je sesją zdjęciową, która pomoże im w karierze aktorki i modelki. Był szarmancki, uroczy i czarował długimi włosami. Ten sam przemiły fotograf chwilę potem wymyślnie torturował swoje ofiary z uśmiechem na ustach. Podczas występu w telewizji także na swój sposób osaczał schowaną za parawanem kobietę i bezczelnie straszył innego uczestnika, z którym rywalizował.
Czytaj więcej
„Samotne wilki” przypominają filmy ze starego Hollywood, kiedy to aktorskie pojedynki miały znaczenie i elektryzowały publikę. Wyjątkowa chemia między George’em Clooneyem i Bradem Pittem odkryta została już ćwierć wieku temu, ale dopiero teraz obie gwiazdy rywalizują ze sobą bezpośrednio.
Daniel Zovatto przypomina tutaj wyczyn Zaca Efrona, który w filmie „Podły, okrutny, zły” (2019) doskonale uchwycił diabelski czar innej ikony zbrodni z tego samego okresu – Teda Bundy’ego. Obaj mordercy łapali na haczyk młode kobiety za pomocą ogłady, inteligencji i osobistego uroku, które szły w poprzek ówczesnemu wizerunkowi seryjnego mordercy, uosobionego fanatyczną twarzą Charlesa Mansona. Hannibal Lecter nauczył nas, że psychopata i kanibal też może być wykształconym arbitrem elegancji, ale w latach 70., gdy USA przeżywały tożsamościowy kryzys, seryjny morderca miał maskę upiornego psychola z nowej fali amerykańskiego horroru. Dlatego tak łatwo było Bundy’emu i Alcali wzbudzać zaufanie.